niedziela, 8 lutego 2015

20. Centuries



Rozdział z dedykacją dla Kicia - skarbie przeczytałam komentarz, dlatego postanowiłam zrobić ci niespodziankę! Proszę bardzo ;**

„W tych czasach cwaniactwo i spryt, to podstawa etyki.” 

 

Louis

 

Według planu Malika, ja razem z Mattem oraz tym chujem Jeremy’ m mieliśmy odwrócić uwagę konwoju, który miał właśnie przewozić broń do głównego budynku, podczas gdy on będzie zgrywał jakieś dane – nie wiem, nie interesuje mnie to, mam na to wyjebane. Mam to tylko zdobyć dla Westona, żeby zostawił Nessie w spokoju.
Zgodnie z opcją A – Zayn miał w zanadrzu jeszcze trzy inne, jeśli coś poszłoby nie po jego myśli – musieliśmy zwyczajnie napaść na kilka opancerzonych wozów wojskowych. Tsa, banalne… Podłączyłem głośnik, który miał za zadanie utrzymać mnie w stałym kontakcie z przyjacielem w razie jakiegokolwiek błędu, a później sprawdziłem czy wszystko działa jak należy.
-Malik, słyszysz mnie?
-Tsa, ale zwracaj się do mnie moją ksywką szpiegowską. – Wywróciłem oczami. Nie ogarniam tego kolesia, jest taki głupi…
-Nie jesteś agentem NCIS, tylko pierdoloną dziwką od brudnej roboty jak ja. Jesteśmy dziwkami Westona. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
Nienawidziłem jak ktoś mi rozkazywał, a teraz ten skurwiel miał mnie w garści i mógł mną sterować jak pierdoloną marionetką, której wykrzywia nogi oraz ręce na wszystkie możliwe strony. Znalazł mój słaby punkt i bezczelnie będzie wykorzystywał przeciwko mnie do końca mojego usranego życia!
-Zrozumiałem Boo Bear, odbiór. –Zacisnąłem zęby jak i również dłonie na kierownicy. On nie odpuści, a ja kolejny raz z rzędu mam dawać sobą pomiatać, ale z tym wyjątkiem, że teraz mistrzem jest Malik.
-Zaczynaj Przystojniaczku, bez odbioru. – Mój wkurwiony ton nawet na chwilę się nie zmienił. Przekręciłem klucz w stacyjce tym samym uruchomiając silnik oraz wprawiając moje porsche w ruch. Powoli wyjechałem z zajazdu na jakimś zadupiu, a później włączyłem słuchawkę, która z kolei łączyła mnie z Andersonem i Stanem. –Matt, jesteś?
-Tak, Boo. Padalcu, a ty?
-Kurwa to tylko skok na konwój, a nie zabawa w Facetów w Czerni, nie mów do mnie Padalec, Rocky. – Tsa, oto my czwórka wspaniałych: Boo Bear, Przystojniaczek, Padalec i Rocky Balboa, niczym The Beatles… Tylko, że oni śpiewali, a my… My jesteśmy dziwkami Jasona od czarnej roboty. Kurwa, gardzę tym chujem!
-Zrozumiałem, Padalcu. – Mimo wszystko… Całego tego syfu, gówna w jakim teraz znowu byliśmy, uśmiechnąłem się, ponieważ słuchanie wkurwionego Jeremy’ go było czymś pięknym, ale było niczym w porównaniu z tym widokiem.
-Przygotujcie się macie dosłownie dziesięć sekund. – Ostrzegł Malik.
-Zapakować, czy zabierze pan bez reklamówki? – W tle dało się słyszeć kobiecy głos.
-Przystojniaczku, co ty odpierdalasz?! – Wrzasnął Anderson. Każdy z nas miał Malika na głośniku, to on był tym gościem od zadań specjalnych, które wymagały „ponadprzeciętnego” umysłu. Był najważniejszy i – czy mu się to podobało, czy nie – musieliśmy go chronić.
Zayn od momentu naszego poznania, a później przez siedem lat naszej przyjaźni był cholernym gnojem względem osób, które wykazywały względem niego jakieś uczucia zamartwiania się. Nie wiem, dlaczego tak było, ale wolał być sam – jak sam twierdził niezobowiązujący seks z przypadkową laską jest o wiele lepszy, niż trwanie w monotonnym związku, który prędzej czy później i tak trafi szlag. Ostatnim razem, kiedy jego starszy brat – Michael starał się mu pomóc, ponieważ zadarł z jakimś skurwielem – Zayn na ogół nie mówi o swoich kłopotach – Malik wyjechał na miesiąc, a kiedy wrócił wszystko było w jak najlepszym porządku. Nie wiem jak on to robił, ale zawsze potrafił znaleźć wyjście z sytuacji oraz udzielić pomocy w potrzebie, byle tylko nikt nie czuł się za niego odpowiedzialny.
-Nic Rocky, wezmę do kieszeni.
-Dobrze, należy się pięć rubli. – Odpowiedziała przemiłym głosem jego rozmówczyni.
-Co ty kurwa zakupy robisz?! – Oburzył się Stan. –To nie pora, żebyś sobie prezerwatywy kupował.
-Stul mordę, Padalcu. – Warknął. –Teraz Boo! Już są. – Zayn zaczął biec, o czym świadczył jego nieco przyśpieszony oddech oraz głośno stawiane kroki.  Miał rację, naprzeciwko nas jechało dziesięć opancerzonych samochodów.
-No to jazda, panowie.- Mruknąłem pod nosem, a później dodałem więcej gazu tym samym jadąc wprost pod koła dupnej ciężarówki rosyjskiej.
-Boże, błogosław. –Jęknął Anderson.
-To Ural-375D? – Kurwa, czy on jest normalny?! W takim momencie pyta mnie o rodzaj tego samochodu?! Jedno jest pewne, jeśli to przeżyję Malik będzie miał ciepło jak dzieci w Mozambiku.
-Jeden chuj, Przystojniaczku. – Wrzasnął Padalec. –Bierz go z lewej Boo,  ja z prawej. – Spierdalaj. Jeszcze ten… Już nawet nie wiem jak mam go nazwać. Wiedziałem już od początku mojego związku z Nessie, że mnie za to nienawidzi – okay, poznał ją pierwszy, ale ona wolała mnie – tylko nigdy nie przypuszczałbym, że gość, który był moim przyjacielem mógłby zrobić takie świństwo i szantażować niczemu winną Donavan.
-Właśnie niee. – Stęknął Malik. –Słuchaj Jer, od lewej strony kierowy jest stalowa drabinka, wejdź po niej do środka i zatorój drogę reszcie. Potem bierz broń, podaj ją do Rocky’ go i spierdalajcie na lotnisko, okay?
-Dobra, panie mądry, a jak, do kurwy mam później uciec z tego całego Urala coś tam? – Fuknął oburzony, dlatego nie mogłem się powstrzymać od przewrócenia oczami. Jeremy zachowuje się jak baba.
-Jezu, wszystko mam za was robić? Pomyśl… Louis pojedzie obok. Kiedy odwrócisz wóz w poprzek inni w niego wpierdolą, tak? Rozumiesz czy mam może wolniej, wiesz nie jesteś zbyt mądry, a ja jestem mistrzem dedukcji wiem wszystko, niczym Sherlock Holmes.
-Ogarniam. – Wycedził przez zaciśnięte zęby Stan. –Możesz dalej.
-Wyskoczysz drugą stroną i wpadniesz prosto na dach porsche Lou, okay?
-Tsa. – Mruknąłem niezadowolony. Miałem ratować dupę temu chujowi, który krzywdzi oraz manipuluje moją dziewczyną, aby się na mnie zemścić, niedoczekanie. Wypierdolę go na najbliższym zakręcie.
-Boo, bez przekrętów, jasne? Powiedziałem, że zajmę się sprawą, dlatego nie kombinuj, okay?
-Mhm, jesteś już w środku?
-… - Powiedział coś po rosyjsku, podczas gdy ja pełen podziwu zastanawiałem się skąd ten pajac zna ten język. Nie chodził na żadne kursy, a w szkole tego nie miał, bo sam mówił… Zresztą, mało kiedy w niej bywał. –Jestem. – Mruknął, a później usłyszałem tylko dźwięk przekręcanego zamku. -… - Znów zaczął rozmawiać z jakimś gościem w tym dziwnym języku.
-Co on pierdoli?! – Wrzeszczał Jeremy, który w tej właśnie chwili wchodził do ciężarówki, po drodze eliminując jakiegoś faceta. Z drugiego oraz trzeciego wozu zaczęto do niego strzelać, co cholernie mi się podobało – mogliby go zabić, tym samym rozwiązując wszystkie moje dotychczasowe problemy z nim związane, ale… Kurwa, to mój kumpel. Może jest cholernym skurwielem, szantażuje moją dziewczynę i cały czas kręci przeciwko mnie tyle, że znam go od dzieciaka i zawsze mnie wspierał oraz wyciągał z kłopotów. Był zawsze i jako jedyny rozmawiał ze mną w domu dziecka, a kiedy przyjęto nas do innych rodzin zastępczych – uciekliśmy… Kurwa, psia mać!
-Rocky, masz nas złapać. – Powiedziałem pewne, a później otworzyłem okno i podjechałem bliżej drugiego wozu. Jakimś cudem udało mi się zablokować pedał gazu butem, po czym ostrożnie wstałem oraz dalej trzymając prawą nogą na kierownicy wyskoczyłem i złapałem się metalowej drabinki. Wspiąłem się po niej na dach, gdzie jakiś Rosjanin strzelał do Stana, a potem zacisnąłem dłoń w pięść i przywaliłem mu w ryj. Mężczyzna zachwiał się lekko w tył, dlatego powtórzyłem gest jeszcze dwa razy, jednak tym razem mi oddał tyle, że mocniej. Poprawiłem kominiarkę, którą chciał mi zszarpać razem ze skórą twarzy, a on wykorzystał moment i powalił mnie – leżałem plecami na dachu furgonetki, a ten psychol mnie dusił oraz nadal próbował pozbawić mnie maski. Z trudem podwinąłem kolana do klatki piersiowej i z całych sił odkopałem go od siebie. Facet spadł z dachu i odleciał gdzieś w tył. –Teraz, Padalcu!
-Się rozumie, Boo. – Uformował z palców znak OKAY, a później wpełznął przez otwarte okno do środka wozu. Po chwili ciężarówka odwróciła się w poprzek. Jer wyskoczył, a furgonetka, na której stałem zderzyła się z tą przed momentem prowadzoną przez Stana. Lekko się zachwiałem, jednak zdołałem przedostać się na dach, po czym odwróciłem się, aby zobaczyć dalszy ciąg zdarzeń. Kolejne samochody wjeżdżały w ten pierwszy tym samym stając w ogniu. Niezła zadyma…
-Skacz, kretynie!- Z transu wyrwał mnie głos Matta. Szybko oprzytomniałem, a później zbadałem wzrokiem całą scenerię przede mną. Czerwone Ferrari Andersona było odwrócone tyłem i znajdowało się dobre pięć metrów przede mną. Następna ciężarówka uderzyła w samochód odwracając go znów do początkowego stanu. –Rusz dupę, Boo i skacz! – Przytaknąłem, mimo że tego nie zauważył, a potem rozpędziłem się. Będąc na masce, wybiłem się i skoczyłem. Lot nie był zbyt długi, ale serce mało co nie wyskoczyło mi z piersi. Wylądowałem na dachu, a Stan otworzył drzwi dzięki czemu miałem jakieś szanse, aby się utrzymać. –Wsiadaj! –Powoli starałem się wślizgnąć do auta, jednak przy prędkości około 390 kilometrów na godzinę było to cholernie trudne. Byłem zaledwie kilka sekund od finiszu, jednak ten idiota wjechał w pierdoloną dziurę i spadłem. Moje nogi wylądowały na asfalcie, ale na całe szczęście zdążyłem chwycić za ramę auta.
-Kurwa, zwolnij, Matt! – Darłem się, co było spowodowanie nie tylko moim zdenerwowaniem z takiego obrotu sprawy, ale przede wszystkim tym, że moje piszczele właśnie były w cholernie brutalny sposób obdzierane ze skóry!
-Podciągnij się trochę.- Według polecenia Jera zrobiłem to, o co mnie poprosił, a później wciągnął mnie do środka. Siedząc już bezpiecznie w fotelu, zamknąłem te pierdolone drzwi.
-Było gorąco.– Odetchnął z ulgą Anderson.
-Nawet, kurwa nie wiesz jak bardzo. – Mruknąłem. Moje spodnie były podarte, a z rozwalonych nóg, które sprawiały uczucie palących się, spływała krew.
Cholernie szczypało, ale przecież nie będę robił z siebie ofiary przed nimi. Jestem ich szefem, a boss nie może sobie pozwalać na chwile słabości. Straciłbym autorytet w ich oczach, a co najgorsze straciłbym szacunek do siebie. 
Całą – dopiero co – spokojną atmosferę przerwał strzał. Nerwowo zaczęliśmy się oglądać się za siebie w lusterkach wstecznych, ale wszystko było w porządku…
-Kurwa. – Wydobyło się ciche mruknięcie z głośników.
-Zayn! –Krzyknął Anderson. –Stary, wszystko gra?!
-Tsa, kurwa. – Jęknął. –Jest… Dobrze – Wydusił z siebie.
-стой!* - Wydarł się w obcym języku, jakiś gość. -задержать его**! – Cholera jasna! Dlaczego ludzie nie mogą mówić tylko jednym językiem?! Byłoby o wiele łatwiej ich zrozumieć!
-Malik! – Wrzasnął Rocky z przerażeniem.
-Matt, nie jestem… Kurwa – Mówił z trudem. –Ałła… Nie jestem… Gówniarzem… Ja pierdolę… Dam sobie radę… Jedźcie na to popierdolone lotnisko… Ssss… Lou, powiedz Jay’ owi, że dostanie dane za kilka dni jak wrócę… Powiedz jeszcze… - Urwał, a później jego oddech przyśpieszył, jakby przed czymś uciekał.
-Nie ma mowy, Przystojniaczku, Matt jedź po niego. – Anderson przytaknął, wciskając gaz do dechy. W mgnieniu okaz pokonywał wszystkie przeszkody, jakie napotkał na drodze. Po zaledwie dziesięciu minutach znalazł się przed bazą, w której obecnie przebywał nasz brat. –Jedźcie na lotnisko, zaraz was dogonimy z Malikiem. – Wysiałem z wozu, a później biegiem ruszyłem w stronę wejścia. Z trudem pokonywałem trasę w celu znalezienia Zayna, ale wszystko było bezskuteczne, a Rosjanie biegli za mną krzycząc prawdopodobnie, że mam się zatrzymać, jednak zlałem ich i mknąłem nieznanymi mi korytarzami naprzód. –Zayn, odezwij się! Gdzie do kurwy jesteś?! – Za wszelką cenę próbowałem się z nim skontaktować. Musiał mi pomóc, sam nie przyswoiłem planów budynku, jak Malik! –Kurwa, Przystojniaczku odezwij się!
-Stary… Co… Co ty… Miałeś jechać na lotnisko… Ssss.
-Ale nie pojechałem, kurwa mać gdzie jesteś?!
-Zaraz będę obok drugiego magazynu broni palnej… Kurwa… - Jęknął. –Wypierdalaj stąd i jedź do swojej panienki, Tommo.
-Nie zostawię brata.
-Oni mnie gonią, idioto! Pójdziemy siedzieć, dlatego spierdalaj! – Wrzasnął, a jego krzyk był wywołany jakimś bólem.
-Zamknij ryj. – Warknąłem, a późnej zderzyłem się z kimś. –Jak chodzisz, skur… ! –Wstałem, po czym otrzepałem swoje spodnie, a właściwie to tego co z nich zostało. Spojrzałem rozgniewany na osobę, która mnie potrąciła, a moje źrenice rozszerzyły się do maksimum. Przede mną leżał mój najlepszy przyjaciel, a zarówno z jego piersi jak i nogi ciekła krew. –Co ci się kurwa stało? – zapytałem zdumiony.
-Nic. – Syknął. –Wypierdalaj stąd, a ich zatrzymam.
-Jak?! Ledwo na nogach stoisz, jebany idioto! – Wrzasnąłem przerażony. 
Pierwszy raz w swoim życiu miałem do czynienia z taką sytuacją, gdzie mój przyjaciel krwawił oraz był tak cholernie słaby.
-Idź. Stąd.- Wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Możesz pomarzyć. – Ustawiłem go do pionu, a potem zarzuciłem jego ramię na swoje barki, po czym wciągnąłem go do tego przeklętego magazynu. Pchnąłem go w głąb pomieszczenia, a sam zająłem się zablokowaniem drzwi, do których zaczęli dobijać się strażnicy.
-Co ty… Ałła! – Wrzasnął, a potem skulił się w kłębek dociskając rany, z których nie przestawała lecieć czerwona ciecz. –Masz! – Rzucił w moim kierunku kluczyki swojego Bugatti.- Masz i wypierdalaj! – Dobra, powoli miałem dość tej jego gadki od rzeczy. Przykucnąłem przed nim, po czym spoliczkowałem. –Okay, teraz skąd wydupiaj! – Wrzeszczał z bólu.
-Wbij sobie to do tego posranego łba, że cie tutaj nie zostawię! – Krzyknąłem poirytowany. –A teraz mów jak się stąd wydostać?
-Ech. – Westchnął zrezygnowany. –Tam... – Wskazał na ścianę przystawioną regałem z różnymi pistoletami. –Powinna być klapa klimatyczna, wiesz… Taki niby tunel. – Wzruszył z trudem ramionami. Poderwałem się, po czym ignorując przeszywające mnie cierpienie podbiegłem do półki, której mimo wszystko nie potrafiłem przesunąć. Nagle szafka drgnęła, a później przesunęła się w bok. –Zacznij chodzić na siłkę, cieciu.- Na ustach mulata wymalowało się coś na kształt chytrego uśmieszku. –Jest.- Wskazał na metalową kratkę, którą wyrwałem ze ściany.
-Prowadź, Przystojniaczku. –Dwudziestojednolatek przytaknął, a potem wpełznął do tunelu. Szedłem za nim, aby się czasem nie zgubić w tych pierdolonych łączeniach. Oboje jęczeliśmy z bólu – on miał kilka kul w swoi ciele, a mnie mało co nie urwało nóg.
-Zaraz powinien być… Kurwa mać! – Wrzasnął na tyle głośno, że jego głos odbijał się echem w mojej głowie. –Lou, uwa…
-Ja pierdolę! – Ryknąłem, gdy runąłem w dół. Na całe szczęście mój upadek nie był wcale taki bolesny, jak przypuszczałem, ale to pewnie zasługa Malika, na którym wylądowałem. Szybko wstałem z poturbowanego przyjaciela, a później znowu oparłem go na swoim ciele. –Gdzie zaparkowałeś?
-Ja… - Zakaszlnął, a później zaczął pluć krwią.
-Co ci jest?!
-Nic… To tylko… - Kolejna dawka czerwonej farby opuściła jego usta. –Idź tam, na parkingu… - Mówił z trudem, ale dalej próbował udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie było, a ja nie byłem ślepy. Był ranny, a jego stan był poważny, tylko ten idiota nie przyzna się do tego, że źle się czuje, będzie udawał macho.
Razem z bratem na ramionach kulałem do miejsca, gdzie zostawił samochód. Szukałem go dobre dziesięć minut, ale wreszcie się udało. Wpakowałem Zayna na miejsce pasażera, a sam usiadłem za kółkiem. Odpaliłem silnik, a potem wyjechałem z podziemia zostawiając ślady opon na podłożu. Malik zaczął grzebać w schowku, aż w końcu wyjął ze schowka jakąś strzykawkę.
-Co to kurwa jest? – Kiwnąłem głową w kierunku zastrzyku.
-Znieczulenie, jedź na lotnisko. – Zażądał.
-Popierdoliło ci się w głowie, Zayn… Jadę do szpitala.
-Na samolot. – Wycedził przez zaciśnięte zęby. –Przeżyję ten lot, nie jestem ciotą. – Znowu wypluł krew, a potem wbił sobie igłę w żyłę i wstrzyknął jakąś substancję. Jego komórka zaczęła dzwonić, dlatego wyjął ją. –Kurwa mać, nie wierzę w to. – Mruknął i przyłożył urządzenie do ucha. –Co jest Blondyneczko? –Jęknął z bezsilności. –Nie, nic się nie stało… Przecież mówię!… Przepraszam, ale strasznie mnie wkurzasz z tą nadopiekuńczością, jestem od ciebie starszy… Nic mi, do kurwy nie jest! Słuchaj, co do ciebie mówię! – Odłożył aparat z powrotem do kieszeni kurtki, po czym głośno westchnął. –Czemu jesteście tacy uparci?
-My? – Zdziwiłem się. Jacy my?!
-Tak, ty i… - Zayn osunął się na fotelu i stracił przytomność. Zacząłem nim potrząsać, ale nie reagował. 
Postanowiłem jednak mu zaufać, tym samym nie jechać do szpitala tylko na lotnisko. Szybko wjechałem na pokład samolotu, po czym wysiadłem i poszedłem porozmawiać z Andersonem… Właściwie to miałem taki zamiar, ale przerwał go telefon od… Nessie. Szybko wcisnąłem zielony przyciski i docisnąłem aparat do lewego ucha.
-Cześć Nessie, stało się coś? – Przeczesałem dłonią włosy. Byłem zdziwiony, że sama wyszła z inicjatywą oraz nie ma mi za złe tej akcji w szpitalu.
-Tak, Louis, coś się stało. – Odpowiedziała z przejęciem. –Coś się stało Zaynowi, on… Dziwnie się zachowywał, gdy z nim rozmawiałam jakieś piętnaście minut temu. Wiesz co mu jest?
-On… Czekaj, jak to do niego dzwoniłaś?!
-Normalnie, Louis. – Mruknęła zażenowana. –Coś mu się stało, tak? Błagam powiedz mi, bo odchodzę od zmysłów.
-Co was łączy?! – Wrzasnąłem. Emocje wzięły nade mną górę, nie musiała mi mówić, że martwi się bardziej o Malika, niż mnie! –Mów do kurwy! – Przyłożyłem dłonią w ścianę samolotu.
-To nie jest twoja sprawa! Daj mi Zayna.
-Nie może podejść, jest zajęty kimś innym.
-Nie wierzę ci, po za tym… Zresztą, dlaczego ja ci się tłumaczę, nie jesteśmy już razem! Co się stało Malikowi?
-Nie twój, pierdolony interes! – Zakończyłem połączenie, po czym cisnąłem komórką w stronę zamkniętej klapy tym samym pozwalając, aby urządzenie roztrzaskało się na kawałeczki.
Nie daruję jej tego, że wybrała jego – mojego brata. Powinna mieć chociaż trochę szacunku i zastąpić mnie kolesiem, którego nie znam. Gościem, który nie jest moim przyjacielem. Teraz jedną rzeczą, którą chcę zrobić to zniszczyć ich oboje.

* стой!- (ros.STÓJ!)
** задержать его  - (ros. ZATRZYMAĆ GO!)
________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział z perspektywy Louisa chociaż trochę wam się podoba. Chciałam wam w ten sposób pokazać jak bardzo braterska więź łączy Zayna i Lou - chyba mi się udało, jak sądzicie?? 
Mimo wszystko nadal jest dużo Malika - wiem, wiem, nie musicie przypominać. Są jego uprzedzenia względem osób, które się o niego martwią oraz jego wstręt do proszenia o pomoc. Miejmy nadzieję, że w dalszych rozdziałach mu to przejdzie i otwarcie będzie mówił kiedy sobie nie radzi. 
Rozdział jest chyba długi, co? Wydaje mi się, że tak. Nawet nie wiecie jak bardzo starałam się go przeciągnąć, bo następny rozdział... Huh, daleko do niego z perspektywy Louisa. Kolejny należy do naszej Blondyneczki xdd - kurczę, uwielbiam gdy Zayn ją tak nazywa (taki Bad Boy i jego laleczka ♥) 
Bardzo dziękuję za wasze komentarze, które niesamowicie mnie motywują!!  Mam nadzieję, że nie zabraknie ich również pod tym rozdziałem...
To raczej wszystko na dziś, dlatego życzę wam miłej niedzieli oraz udanych ferii (które ja jeszcze mam!! ;3)
Buźka, miśki ;**


9 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy rozdział, dużo się działo.. :) czekam next :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja... Nie mam pojęcia co tu napisać wiec chyba nic nie napiszę...
    Po prostu Zayn... :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski jest! Jest akcja . . . no i Lou myśli, że Zaza i Nessie są razem. Ugh! Zajebisty! Czekam na nexta *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :)
    Kurczę jaka akcja w tym rozdziale. Działo się.
    Louis się wkurzył bo oczywiście myśli, że Ness i Malik są razem.
    Czy już wspominałam, że Tomlinson mnie wkurza ? :D
    Aww Ness martwi się o Zayna <3
    Czekam na następny.
    clarity-lpff.blogspot.com - zapraszam do mnie na 1 rozdział :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże cudo ^_^
    Luis to dupek i tak zostanie na wieki wieków...Amen ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziekuje ci bardzo! Kocham cie dziewczynkami niech aneks sie wreszcie otworzy na Lou Lou a nie lata za Zayn'em! Nawet nie wie jak bardzo rani Boo Bear'a! A ja tak kocham Lou Lou! Ewentualnie możesz dodać jakąś nową bohaterkę (czyt. Mnie xdd) i w niej moze sie zakochać mój Tomlinson'ek! Jakąś taką bad girl, która najpierw bedzie go nienawidziła a pózniej on sie w niej zakocha itd. To by było genialne! Kicia taka kreatywna xdd Mam dosyć Ness i Zazy bo chce żeby mój kochany Boo Bear był szczęśliwy! Dziekuje jescze raz! /Kicia ����❤️

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieje ze jak bedzie kolejny rozdział z perspektywy Tomlinson'a to też z dedykiem dla mnie xdd kocham cie jeszcze raz! I dziekuje bardzo! /Kicia����❤️

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja