„Cierpię ja, bo cały
mój dotychczasowy świat pochłonął nałóg, który rozpierdolił mi całą
konstrukcję.”
Ness
Siedziałam w salonie Andersona i
obserwowałam umięśnioną sylwetkę mojego przyjaciela, który poruszał się po
pomieszczeniu w tę i z powrotem tłumacząc mi funkcje kwadratowe.
Starałam się… naprawdę starałam
się skupić na temacie, jednak nie potrafiłam, co zawdzięczam temu dupkowi.
Dlaczego pozwoliłam mu mnie pocałować? Dlaczego zezwoliłam mu na dotykanie
mnie? Jakim prawem to zrobił? Nie miał już tego przywileju. Skończył się w
chwili, kiedy pieprzył tą zdzirę. Najbardziej wściekam się na samą siebie,
ponieważ prawie dowiedział się, że jest ojcem. To nie fair. Dlaczego to sprawia
mu taką radość? Czy on czerpie z tego satysfakcję, że mnie gnębi i skutecznie
burzy moją samokontrolę oraz wyimaginowany świat, w którym jestem prawdziwie
szczęśliwa? Dlaczego jest takim cholernym egoistą i pragnie wyłącznie swojego
dobra?
-Ness. - Z transu wyrwał mnie głos Matta.
-Co?
-Zamierzasz odebrać? - Wskazał na stolik, na
którym znajdował się mój telefon.
-Tak. - Złapałam za komórkę i zerknęłam na
wyświetlacz. Widniał na nim nieznany mi numer, dlatego z lekką obawą odebrałam. - H-halo?
-Ness, tu Jeremy. Jeremy Stan. Wyjdziemy gdzieś dzisiaj?
-Nie wiem, Jer… mam dużo na głowie. - Naprawdę
chciałabym się z nim spotkać, żeby chociażby porozmawiać, ale zwyczajnie w
świecie nie mam na to czasu. Muszę dostać się na studia, zająć się córką,
uporać się z Tomlinsonem i jeszcze trenować do zawodów, które mają odbyć się za
trzy miesiące. Nie mam czasu na randki czy spotkania towarzyskie.
-Poświęć mi godzinę, Ness.
-Jeremy, naprawdę nie mam czasu, przepraszam.
-Godzina, Ness. Obiecuję, że ani sekundy dłużej.
-No, okay - westchnęłam. - Kiedy?
-Dam ci jeszcze znać.
-Tsa, paa. - Rozłączyłam się i odłożyłam aparat na
szklaną ławę. Wypuściłam powietrze ze świstem i oparłam łokcie o kolana, łapiąc
rękoma głowę. - Przepraszam cię, Matty.
-Ness, poświęcam swój czas dla ciebie, ale musisz słuchać,
co do ciebie mówię.
-Myślisz, że jest mi łatwo?! - Wstałam i
zwyczajnie zaczęłam po nim krzyczeć wyładowując całą frustrację, która się we
mnie kumulowała przez ostatni tydzień.
Nie tylko on nie ma czasu na
głupie korepetycje. Nie tylko on ma problemy. I nie tylko on nie radzi sobie w
życiu. Co by zrobił na moim miejscu? Pytam, jakby sobie poradził, gdyby był w
mojej sytuacji? Jakby zareagował, gdyby jego laska wywinęła mu taki numer i to
w dodatku dzień przed ich rocznicą? Jakby zareagował na fakt, że spodziewa się
dziecka z gościem, którego kocha, a on potraktował go jak tanią, bezużyteczną
zabawkę, która spełniała każdą jego nawet najgłupszą prośbę? Gdyby po trzech
cholernych latach wrócił i wszystko wracałoby do niego ze zdwojoną siłą? Jakby
się czuł?! Jakby sobie poradził?! No, cholera, jak?!
Dlaczego ludzie muszą oceniać?
Widzą tylko okładkę, myślą, że inni nie mają problemów, a to nie prawda. Każdy
ma coś co go trapi. Każdy próbuje udawać, że wszystko jest w jak najlepszym
porządku, ale czasem zwyczajnie nie potrafi. Ma już dość udawania i zwyczajnie
nie radzi sobie z problemami. Nie widzi sensu w tym, w co brnie już taki długi
czas. Zadaje sobie pytania: Dlaczego w ogóle to
robię? Jaki w tym sens? Czy warto? To cholernie trudne, ale przecież nikt
się nie przyzna, że cierpi, ludzie wolą stwarzać pozory szczęśliwych niż
pokazać światu swoje prawdziwe oblicze.
-Myślisz, że dalej jestem tą głupią idiotką, która latała za
Louisem?! Zrobiłam wszystko, żeby o nim zapomnieć, żeby zapomnieć o was i o tym
wszystkim, co sprawiło, że czułam się jak ścierwo. Zniszczyliście mnie! Straciłam
prawdziwą siebie, bo poznałam kretyna, w którym prawdziwie się zakochałam, a on
zabawił się moim kosztem! Nienawidzę was! Nienawidzę. - Osunęłam się
na sofę i rozpłakałam się jak małe dziecko, które się zgubiło. Byłam bezradna,
żałosna oraz zagubiona w tym wielkim świecie, który tylko i wyłącznie mnie
niszczył.
-Csi, Nessiu. - Przysiadł obok mnie. - Nie
chciałem, przepraszam cię. - Chciał mnie przytulić, ale nie
pozwoliłam mu. Gwałtownie wstałam i złapałam za torbę. - Co robisz?
-Jesteście głupi, myśląc, że wystarczy powiedzieć przepraszam, Nessiu, a
ja wam wybaczę wszystkie krzywdy. To tak nie działa, Matt… już nie. - Bez
ceregieli złapałam za płaszczyk i wyszłam trzaskając drzwiami.
Żwawym krokiem szłam w kierunku
willi rodziców. Miałam nadzieję, że spotkam Adama i to on pozwoli mi się
wypłakać w jego rękaw. Że to właśnie on mnie przytuli, pogłaszcze po głowie i
powie to cholerne: Nessiu,
będzie dobrze. Że to on mnie zrozumie oraz doradzi, co powinnam teraz
zrobić, bo szczerze mówiąc ja sama już dawno się pogubiłam i nie wiedziałam, co
jest priorytetem w moim życiu. Nie miałam bladego pojęcia kim jestem, co jest
moim celem i po co żyję. Straciłam sens, czuję jakby ktoś przysłaniał sepią
moje życie, zabierał mi resztki szczęścia i radości. Tracę… SIEBIE, a przecież od
dawna o to walczyłam… Żeby pozostać sobą, żeby nie poddać się presji, żeby nie
zwariować.
Pewnie weszłam do domu rodziny
Donavan i rozejrzałam się po pomieszczeniu. W środku nie dało się usłyszeć, ani
dostrzec żywego ducha.
-Adam! - krzyknęłam na całe gardło, modląc się w
duchu, aby mi ktoś odpowiedział. - Adaś! - -powtórzyłam
czynność, gdy nie doczekałam się odpowiedzi. Niestety nikogo nie było, a mój
brat najzwyczajniej w świecie zapomniał zamknąć drzwi.
Przełknęłam ślinę i powędrowałam
do miejsca, w którym zwykłam przesiadywać, gdy coś mnie trapiło. Weszłam do
gabinetu taty, gdzie schowałam się pod biurkiem. Podciągnęłam kolana pod brodę,
a następnie objęłam je ramionami i oparłam o nie czoło. Płakałam. Ryczałam jak
dziecko, ponieważ zgubiłam… zgubiłam instrukcję do życia, które mnie
przerażało. Mam dopiero dziewiętnaście lat, a już musiałam dorosnąć i przyjąć
odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również za trzylatkę, którą kochałam
całym sercem. Jestem zagubioną małolatą, która musi ponieść konsekwencje swoich
nastoletnich błędów, ale nie radzę sobie sama. Potrzebuję kogoś, kto mi pomoże.
Kto wskaże mi właściwy kierunek i razem ze mną będzie kroczył przed świat
powtarzając, że nie mam się czego obawiać, bo jest tutaj ze mną i trzyma moją
dłoń. Że z nim nie upadnę, bo mi na to nie pozwoli, a gdybym jednak to zrobiła,
to zawsze pomoże mi wstać. Kogoś, kto będzie mnie kochał mimo i ponad wszystko.
-Nessela? - Po pracowni rozniósł się gruby głos,
który zawsze działam na mnie kojąco. - Słoneczko, co tutaj robisz?
Dlaczego płaczesz? - Tata pomógł mi wyjść spod stołu i usiadł razem
ze mną na czarnej skórzanej sofie. - Co się stało? - Pokiwałam
przecząco głową, a on zwyczajnie mnie przytulił. - Nie płacz,
Skarbie. - Ucałował moje włosy, które po chwili zaczął
gładzić. - Wszystko się ułoży, Nessiu. - Rozpłakałam się
jeszcze bardziej. Zrobił to. Zastąpił Adasia, któremu kazałam się zająć sobą i
nie zwracać na mnie uwagi.
-Po prostu... - pociągnęłam nosem. - Nie
radzę sobie. Myślałam, że to… Nie powinniśmy tutaj wracać, tatusiu. - Dławiłam
się płaczem. - To był błąd.
-Csi, Nessiu. - Na daremno próbował mnie uspokoić,
teraz to naprawę było niemożliwe. - Powiedz, co się wydarzyło? - Odsunął
mnie od siebie i złapał za ramiona, zmuszając, abym spojrzała w jego oczy.
-Wszystko. - Wzruszyłam ramionami. - Nie
dostałam się na studia, moja sąsiadka to jędza, z którą moja córka pija
herbatkę, Matt mnie ocenia, a ja… Nie potrafię dać sobie rady. Zwyczajnie nie
umiem podejmować dorosłych decyzji, które przecież zaważą nie tylko na moim,
ale i na Darcey życiu.
-Skarbie... - zaśmiał się pod nosem, co jeszcze
bardziej mnie dobiło. Co w tym zabawnego, że jego ukochane dziecko cierpi? Bawi
go fakt, że życie daje mi popalić? - Przecież wiesz, że zawsze z mamą
ci pomożemy. Możesz na nas liczyć, zawsze będziemy wspierać ciebie, Adama i
Darcey. Zaczekaj tutaj chwilkę, okay? - Pokiwałam pionowo głową, a on
wyszedł. Naciągnęłam rękawy na ręce i starłam nimi łzy oraz wytarłam mokre jak
i również zaczerwienione policzki.
Mój rodzic wrócił, a w dłoniach
trzymał dwa kubki. Podał mi jeden i usiadł obok mnie. Upiłam trochę czarnej
cieczy, w której pływała pianka Marsh Mallows oraz tona bitej śmietany z
wiórkami czekoladowymi. Było pyszne, znów czułam smak dzieciństwa - beztroskie
chwile z tatą wróciły, a wszystkie problemy zniknęły jak za sprawą dotknięcia
czarodziejskiej różdżki.
-Dlaczego nie dostałaś się na uczelnię?
-Bo jestem głupia - prychnęłam, na co skarcił mnie
wzrokiem. - Miałam słaby wynik matury z matematyki.
-Dlatego poszłaś do Matta. - Przytaknęłam. - Załatwię
ci nowego korepetytora i poprawisz maturę. Co do twojej sąsiadki to załatwię
też, ale wydaje mi się, że to nie są wszystkie twoje problemy. Jest coś
jeszcze… - Zagryzłam dolną wargę. - Kłopoty sercowe... - Mój
puls przyśpieszył, oddech stał się płytszy, a łzy znów zaczęły gromadzić się w
oczodołach. - Dowiem się, kto znów krzywdzi moją córeczkę?
-A jak myślisz? Przecież tylko jedna osoba potrafi mnie
skrzywdzić i dobrze ją znasz. Lubiłeś go tato, naprawdę go lubiłeś, bo
sprawiał, że twoja córka była prawdziwie szczęśliwa. - Kolejne
hektolitry łez spływało po moich policzkach.
-Musicie sobie wszystko wyjaśnić, Nessiu. Musisz mu
powiedzieć także o Darcey, bo ona tak jak Louis zasługuje na to, żeby wiedzieć
o swoim istnieniu. Louis musi wiedzieć, że jest ojcem twojego dziecka, Nessiu. - Szczęka
opadła mi do podłogi. Jakim cudem mój ojciec wiedział o tym fakcie?! Nikt o tym
nie miał pojęcia. Wszystkim powiedziałam tą wersję, którą wymyślił mój brat.
Nawet Adam był święcie przekonany, że Darcey jest owocem gwałtu.
-Tato, ale skąd ty…
-Skarbie, może jestem stary, ale nie jestem ślepy ani głupi.
Myślisz, że nie byłem zdziwiony tym, że tak ochoczo zareagowałaś na fakt, że
wyjeżdżamy? Uciekłaś od problemów, ale zachowałaś się niezwykle dojrzale
stawiając im teraz czoła. Jestem z ciebie dumny, ale jak najszybciej musisz mu
powiedzieć.
-Darcey nie jest jeszcze na to gotowa.
-Ona, czy może ty Nessiu? - Wtuliłam się w ojca i
znów moczyłam jego garnitur.
-On mnie tak bardzo zranił,
tatusiu - lamentowałam. - Tak bardzo chciałabym go
znienawidzić, ale zwyczajnie w świecie nie potrafię. Jest cholernym dupkiem,
ale tak bardzo go kocham…
-Cichutko, jeszcze się ułoży.
-Nie chcę przez niego znów cierpieć. Nie chcę, żeby znów
mnie wykorzystał, a potem odstawił w kąt.
-Spójrz na to z innej strony, Nessiu. Gdyby nie on nie
miałabyś Darcey, nie miałabyś małego skrawka jego przy sobie i zawsze
kojarzyłabyś go z całym złem, jakie ci wyrządził. To właśnie ze względu na
Darcey nie możesz go znienawidzić. - Miał rację. Boże, dlaczego on
zawsze musi być taki mądry i spokojny? Dlaczego nie odziedziczyłam tego po nim?
Tego stoickiego spokoju ducha, tylko muszę być rozhisteryzowaną, uczuciową i
głupią wariatką? - Nessiu, przyprowadź dziś do nas Darcey, a sama
wyjdź gdzieś z Adamem do klubu się rozerwać.
-Nie chcę sprawiać wam kłopotu.
-Już ci mówiłem, że to żaden kłopot.
-Tato, co na obiad?! - Po domu rozniósł się głos
mojego brata, na co oboje z ojcem wybuchnęliśmy śmiechem.
-Właśnie, dlatego kocham cię bardziej, Nessiu. - Roześmiany
wstał i poszedł do kuchni. Wytarłam swoje oczy oraz poszłam w jego ślady.
Przy wyspie kuchennej siedziała
niska brunetka ubrana w czarne rurki, białą bluzkę w czarne kropki z rękawem
trzy czwarte oraz ciemno różową chustę. Brązowe fale opadały jej kaskadami na
ramiona i plecy. Brązowe oczy z zaciekawieniem przyglądały się krzątającemu po
kuchni Adasiowi, a leciutki uśmiech ozdabiał już i tak piękną twarz.
-Przed chwilą przyszedłem z pacy, Adam, a Cecilia wyjechała
do rodziny na kilka dni.
-No okay - westchnął zrezygnowany. - To
zrobię spaghetti. - Wzruszył ramionami, a potem zabrał się za
gotowanie. Przysiadłam obok brunetki i obracałam w dłoniach kubek z moim
ukochanym trunkiem. - Nessiu, zjesz z nami?
-Nieee, Adaś, nie mam apetytu.
-Adam, dziś zabierzesz Ness do klubu i dopilnujesz, żeby
dobrze się bawiła - nakazał ojciec. - A teraz was przepraszam,
ale muszę zająć się pracą. - Wyszedł z kuchni i tyle go widzieliśmy.
-Tak właściwie, Ness to jest Marisa, pamiętasz? Opowiadałem
ci o niej.
-Tak, pamiętam. Jestem Nessela, ale możesz mówić Ness. - Brunetka
przytaknęła, posyłając mi śliczny uśmiech.
-Okay, ale idę do klubu z wami.
-Pewnie, że tak - oznajmił Adam. - Ness,
zaproś jakiegoś faceta. - Zrobiło mi się przykro. - Może
Louisa, albo Matta? - Nie musiał tego mówić. Mógł sobie darować tą
uwagę! Nie wiedział, dlaczego się z nim rozstałam - był święcie
przekonany, że to przez przeprowadzkę.
-Okay. - Wymusiłam uśmiech, a potem wstałam i wyszłam.
Musiałam odebrać Darcey z przedszkola i porozmawiać z mamą Gabe’ a. To takie… dziwne.
Jeszcze kilka lat temu to Louis rozmawiał z moim tatą o naszych wyjściach i
godzinach, o których powinnam być w domu, a teraz to ja mam rozmawiać o
spotkaniach mojego dziecka.
W przedszkolu czekała już na mnie
córka, która stała w towarzystwie swojego kolegi oraz wysokiej czarnowłosej
kobiety z figurą modelki. Wyglądała na jakieś dwadzieścia pięć lat i była
ładna.
-Mama! - Szatynka rzuciła się do moich nóg, które zaczęła
tulić. Wzięłam ją na ręce i podeszłam do tego małego czarusia oraz jego mamy.
-Ness, to może Darcey do mnie przyjść? - Zrobił
maślane oczy i dotarło do mnie, że on nie tylko wyglądem przypominał mi Louisa,
ale także charakterem i sposobem bycia. Był jego dokładną kopią, jednak młodszą
o kilkanaście lat oraz jeszcze trochę przyzwoitą, gdyż nie przeszłoby mu nawet
przez myśl, że może zranić w jakiś sposób moją córkę.
-Gabe! - Upomniała go kobieta. - Przeproś
mamę Darcey, nie powinieneś do niej mówić po imieniu. - Chłopiec
posmutniał i spocił głowę, a mi z niewiadomych sposobów zrobiło się głupio.
Sama kazałam mu mówić do siebie Ness, a teraz on
za to obrywał.
-Nie szkodzi, zresztą nie jestem żadną panią, a ty... - Przykucnęłam
przy szatynie. - Możesz do mnie mówić Ness, okay? - Przytaknął
z uśmiechem.
-Too, może Darcey jutro przyjść się ze mną pobawić? - Na
jego małych usteczkach pojawił się typowy uśmiech cwaniaczka.
-Jeśli twoja mama się zgodzi, to ja też się zgadzam. - Wzrok
Gabe’ a przeniósł się na jego rodzicielkę, którą zaczął ciągnąć za rękę
wypowiadając szybko słowo: Proszę.
-Gabe, uspokój się - powiedziała surowym
tonem. - Darcey nie będzie chciała przyjść, gdy będziesz zachowywał
się jak dzikus. - Obie zaniosłyśmy się śmiechem.
-A wcale, że będzie chciała. - Założył ramiona na
piersi. - Prawda D? - Dziewczynka przytaknęła. - Widzisz? - Wystawił
w kierunku czarnowłosej język.
-Zmykaj się ubierać, Gabe. - Postawiłam trzylatkę
na ziemi, a ona pobiegła za chłopcem. - Jest taki nieznośny.- Z
uśmiechem pokiwała głową na boki. - Jestem Chloe, Chloe Witany. - Wysunęła
w moim kierunku dłoń, którą uścisnęłam mówiąc swoje imię.
-Jesteśmy! - wrzasnął Gabe, na co Chloe
przymrużyła oczy. Mogłabym przysiąc, że odliczała w myślach do
dziesięciu. - To do jutra, D. - Cmoknął ją szybko w
policzek i pociągnął swoją mamę w kierunku wyjścia.
-Dziękuję, że mi pozwoliłaś, mamusiu. - Przytaknęłam,
a potem również ruszyłyśmy do domu. - Jutro pani kazała przynieść
farby i fartuszek, żeby się nie ubrudzić.
-Dobrze. - Otworzyłam drzwi klatki i przepuściłam
ją przodem, a następnie panią Charlotte, która właśnie wracała z… skądś. Nie
wnikam. Nie interesuje mnie to. Wolnym krokiem ruszyłam po schodach za tą
wredną babą i moją córką.
-Dzidziuś! - pisnęła trzy latka i rzuciła się na
mojego ojca, który czekał oparty o moje drzwi. - A, co ty tutaj
robisz? - Tata wziął ją na ręce i ucałował w policzek. Dziewczynka
owinęła ręce wokół jego szyi i mocno tuliła.
-Przyszedłem z propozycją dla ciebie. Co ty na to
Księżniczko, żeby spędzić dzisiejszy wieczór z dziadkiem?
-Taaak! - wykrzyczała na cały głos.
-Och, pani Charlotte przyniosłem też dla pani klucze, o
które pani prosiła. Nessiu, jak ci się mieszka w moim budynku? - Specjalnie
podkreślił słowo moim,
aby tylko utrzeć temu babsku nosa. Spojrzałam na kobietę przygryzając wargę, a
w jej oczach była lekka obawa.
-Na razie dobrze, wejdziesz na herbatę?
-Oczywiście, Nessiu. - Otworzyłam drzwi, przez
które weszliśmy do środka. Rozebraliśmy się z kurtek oraz butów. Darcey od razu
pobiegła do swojego pokoju, a ja z tatą udałam się do kuchni, gdzie zaparzyłam
trzy napary ziołowe.
-Wiesz, że nie musiałeś tego robić? - zapytałam z
lekkim uśmiechem, na co tatuś machnął tylko ręką. Do kuchni przyszła szatynka
ze swoją torbę, którą z hukiem ustawiła na wyspie kuchennej, przy której
oczywiście wcześniej usiadła.
-Jestem gotowa, dziadku. Mam piżamkę, mojego misia i
słodycze!
-Zaraz przyniosę ci jeszcze ciuchy na jutro, okay?
-Chcę sukienkę. - Przytaknęłam i od razu poszłam
po ubrania, które następnie podałam trzylatce. Szatynka upchnęła je w swojej
torbie. W wieszaka zdjęłam również fartuszek, który złożyłam i ułożyłam na
stole. - Dzidziuś! Zobacz, co narysowałam. - Wyjęła z
plecaka kolorową teczkę, w której miała swoje arcydzieła. - To jesteś
ty i babcia. - Podała mu obrazek.
-Śliczny, Księżniczko. Chyba zostaniesz architektem jak
ja - zaśmiał się czterdziestopięciolatek.
-Nieee. - Zmarszczyła nosek i pokiwała przecząco
głową. - Będę żoną Gabe’ a i będę miała wystawę tak jak Adaś. - Zaśmiałam
się pod nosem.
Porozmawialiśmy jeszcze godzinę
oraz pośmialiśmy się, a potem tata zabrał Darcey i zostałam sama. Zdałam sobie
sprawę z tego, że to ja jestem kowalem swojego losu i to ja decyduję, co ma się
wydarzyć. Pora zaryzykować i zacząć żyć życiem, które mi się należy. Chwyciłam
komórkę i napisałam wiadomość do Adama.
Do: Adaś
Widzimy się o 20 w Rock Of Ages ;)
Nie odłożyła jeszcze telefonu,
tylko przejrzałam swoje kontakty. Długo zastanawiałam się, czy powinna w ogóle
do niego dzwonić, ale doszłam do wniosku, że to mi nie zaszkodzi. Przecież
muszę przebywać z ludźmi nieważne czy mnie skrzywdzili czy nie. Nie mogę odciąć
się od społeczeństwa. Muszę żyć, mino wszystkich krzywd, jakie mnie spotkały,
bo zamartwianie i kontemplowanie nad tym co by było gdyby…
nic tutaj nie zmienią.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do ucha.
Pierwszy
sygnał – nic.
Drugi
sygnał – nic.
Trzeci
sygnał:
-Halo?…
_________________________________________
Rozdział 6 - jest!
Nawet go lubię, jest... Chyba fajny.
Ta nowa piosenka 1D jest zajebista, dlatego postanowiłam jej użyć do tego rozdziału.
Dziękuję za komentarze za poprzednim rozdziałem. W jednym z nich pojawiła się uwaga, że Darcey zachowuje się zbyt dojrzale jak na swój wiek - nie to, żebym miała z tym jakiś problem, czy coś... Krytyka mile widziana, przynajmniej wiem co powinnam poprawić.
Ale wracając do Darcey: chciałam pokazać jej zachowaniem, że jest trochę bardziej dojrzalsza od swoich rówieśników, jak zachowanie Ness wpływało na nią przez co zachowuje się jakby była odrobinę starsza - w końcu dzieci szybko się uczą i biorą przykład z otoczenia, tak? Jeśli chodzi o jej wypowiedzi - nie cierpię pisać takich przesłodziaśnych słówek typu PLOSE zamiast PROSZĘ. To... Głupie - według mnie.
Podsumowując, jeszcze raz dziękuję za wasze opinie, bo naprawdę motywują i dzięki nim wiem co muszę poprawić.
Rozdziały będę się starała dodawać po tydzień i będzie to prawdopodobnie miało miejsce w niedzielę. Gdybym jednak miała jakiś pilny wyjazd lub tego typu rzeczy będę pisała na pasku po prawej stronie pt. UWAGA!
We Found Love
We Found Love
To tyle.
Buźka miśki i miłej niedzieli ;**