niedziela, 26 października 2014

6. Steal My Girl



„Cierpię ja, bo cały mój dotychczasowy świat pochłonął nałóg, który rozpierdolił mi całą konstrukcję.”


Ness



Siedziałam w salonie Andersona i obserwowałam umięśnioną sylwetkę mojego przyjaciela, który poruszał się po pomieszczeniu w tę i z powrotem tłumacząc mi funkcje kwadratowe.
Starałam się… naprawdę starałam się skupić na temacie, jednak nie potrafiłam, co zawdzięczam temu dupkowi. Dlaczego pozwoliłam mu mnie pocałować? Dlaczego zezwoliłam mu na dotykanie mnie? Jakim prawem to zrobił? Nie miał już tego przywileju. Skończył się w chwili, kiedy pieprzył tą zdzirę. Najbardziej wściekam się na samą siebie, ponieważ prawie dowiedział się, że jest ojcem. To nie fair. Dlaczego to sprawia mu taką radość? Czy on czerpie z tego satysfakcję, że mnie gnębi i skutecznie burzy moją samokontrolę oraz wyimaginowany świat, w którym jestem prawdziwie szczęśliwa? Dlaczego jest takim cholernym egoistą i pragnie wyłącznie swojego dobra?
-Ness. - Z transu wyrwał mnie głos Matta.
-Co?
-Zamierzasz odebrać? - Wskazał na stolik, na którym znajdował się mój telefon.
-Tak. - Złapałam za komórkę i zerknęłam na wyświetlacz. Widniał na nim nieznany mi numer, dlatego z lekką obawą odebrałam. - H-halo?
-Ness, tu Jeremy. Jeremy Stan. Wyjdziemy gdzieś dzisiaj?
-Nie wiem, Jer… mam dużo na głowie. - Naprawdę chciałabym się z nim spotkać, żeby chociażby porozmawiać, ale zwyczajnie w świecie nie mam na to czasu. Muszę dostać się na studia, zająć się córką, uporać się z Tomlinsonem i jeszcze trenować do zawodów, które mają odbyć się za trzy miesiące. Nie mam czasu na randki czy spotkania towarzyskie.
-Poświęć mi godzinę, Ness.
-Jeremy, naprawdę nie mam czasu, przepraszam.
-Godzina, Ness. Obiecuję, że ani sekundy dłużej.
-No, okay - westchnęłam. - Kiedy?
-Dam ci jeszcze znać.
-Tsa, paa. - Rozłączyłam się i odłożyłam aparat na szklaną ławę. Wypuściłam powietrze ze świstem i oparłam łokcie o kolana, łapiąc rękoma głowę. - Przepraszam cię, Matty.
-Ness, poświęcam swój czas dla ciebie, ale musisz słuchać, co do ciebie mówię.
-Myślisz, że jest mi łatwo?! - Wstałam i zwyczajnie zaczęłam po nim krzyczeć wyładowując całą frustrację, która się we mnie kumulowała przez ostatni tydzień.
Nie tylko on nie ma czasu na głupie korepetycje. Nie tylko on ma problemy. I nie tylko on nie radzi sobie w życiu. Co by zrobił na moim miejscu? Pytam, jakby sobie poradził, gdyby był w mojej sytuacji? Jakby zareagował, gdyby jego laska wywinęła mu taki numer i to w dodatku dzień przed ich rocznicą? Jakby zareagował na fakt, że spodziewa się dziecka z gościem, którego kocha, a on potraktował go jak tanią, bezużyteczną zabawkę, która spełniała każdą jego nawet najgłupszą prośbę? Gdyby po trzech cholernych latach wrócił i wszystko wracałoby do niego ze zdwojoną siłą? Jakby się czuł?! Jakby sobie poradził?! No, cholera, jak?!
Dlaczego ludzie muszą oceniać? Widzą tylko okładkę, myślą, że inni nie mają problemów, a to nie prawda. Każdy ma coś co go trapi. Każdy próbuje udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale czasem zwyczajnie nie potrafi. Ma już dość udawania i zwyczajnie nie radzi sobie z problemami. Nie widzi sensu w tym, w co brnie już taki długi czas. Zadaje sobie pytania: Dlaczego w ogóle to robię? Jaki w tym sens? Czy warto? To cholernie trudne, ale przecież nikt się nie przyzna, że cierpi, ludzie wolą stwarzać pozory szczęśliwych niż pokazać światu swoje prawdziwe oblicze.
-Myślisz, że dalej jestem tą głupią idiotką, która latała za Louisem?! Zrobiłam wszystko, żeby o nim zapomnieć, żeby zapomnieć o was i o tym wszystkim, co sprawiło, że czułam się jak ścierwo. Zniszczyliście mnie! Straciłam prawdziwą siebie, bo poznałam kretyna, w którym prawdziwie się zakochałam, a on zabawił się moim kosztem! Nienawidzę was! Nienawidzę. - Osunęłam się na sofę i rozpłakałam się jak małe dziecko, które się zgubiło. Byłam bezradna, żałosna oraz zagubiona w tym wielkim świecie, który tylko i wyłącznie mnie niszczył.
-Csi, Nessiu. - Przysiadł obok mnie. - Nie chciałem, przepraszam cię. - Chciał mnie przytulić, ale nie pozwoliłam mu. Gwałtownie wstałam i złapałam za torbę. - Co robisz?
-Jesteście głupi, myśląc, że wystarczy powiedzieć przepraszam, Nessiu, a ja wam wybaczę wszystkie krzywdy. To tak nie działa, Matt… już nie. - Bez ceregieli złapałam za płaszczyk i wyszłam trzaskając drzwiami.
Żwawym krokiem szłam w kierunku willi rodziców. Miałam nadzieję, że spotkam Adama i to on pozwoli mi się wypłakać w jego rękaw. Że to właśnie on mnie przytuli, pogłaszcze po głowie i powie to cholerne: Nessiu, będzie dobrze. Że to on mnie zrozumie oraz doradzi, co powinnam teraz zrobić, bo szczerze mówiąc ja sama już dawno się pogubiłam i nie wiedziałam, co jest priorytetem w moim życiu. Nie miałam bladego pojęcia kim jestem, co jest moim celem i po co żyję. Straciłam sens, czuję jakby ktoś przysłaniał sepią moje życie, zabierał mi resztki szczęścia i radości. Tracę… SIEBIE, a przecież od dawna o to walczyłam… Żeby pozostać sobą, żeby nie poddać się presji, żeby nie zwariować.
Pewnie weszłam do domu rodziny Donavan i rozejrzałam się po pomieszczeniu. W środku nie dało się usłyszeć, ani dostrzec żywego ducha.
-Adam! - krzyknęłam na całe gardło, modląc się w duchu, aby mi ktoś odpowiedział. - Adaś! - -powtórzyłam czynność, gdy nie doczekałam się odpowiedzi. Niestety nikogo nie było, a mój brat najzwyczajniej w świecie zapomniał zamknąć drzwi.
Przełknęłam ślinę i powędrowałam do miejsca, w którym zwykłam przesiadywać, gdy coś mnie trapiło. Weszłam do gabinetu taty, gdzie schowałam się pod biurkiem. Podciągnęłam kolana pod brodę, a następnie objęłam je ramionami i oparłam o nie czoło. Płakałam. Ryczałam jak dziecko, ponieważ zgubiłam… zgubiłam instrukcję do życia, które mnie przerażało. Mam dopiero dziewiętnaście lat, a już musiałam dorosnąć i przyjąć odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również za trzylatkę, którą kochałam całym sercem. Jestem zagubioną małolatą, która musi ponieść konsekwencje swoich nastoletnich błędów, ale nie radzę sobie sama. Potrzebuję kogoś, kto mi pomoże. Kto wskaże mi właściwy kierunek i razem ze mną będzie kroczył przed świat powtarzając, że nie mam się czego obawiać, bo jest tutaj ze mną i trzyma moją dłoń. Że z nim nie upadnę, bo mi na to nie pozwoli, a gdybym jednak to zrobiła, to zawsze pomoże mi wstać. Kogoś, kto będzie mnie kochał mimo i ponad wszystko.
-Nessela? - Po pracowni rozniósł się gruby głos, który zawsze działam na mnie kojąco. - Słoneczko, co tutaj robisz? Dlaczego płaczesz? - Tata pomógł mi wyjść spod stołu i usiadł razem ze mną na czarnej skórzanej sofie. - Co się stało? - Pokiwałam przecząco głową, a on zwyczajnie mnie przytulił. - Nie płacz, Skarbie. - Ucałował moje włosy, które po chwili zaczął gładzić. - Wszystko się ułoży, Nessiu. - Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Zrobił to. Zastąpił Adasia, któremu kazałam się zająć sobą i nie zwracać na mnie uwagi.
-Po prostu... - pociągnęłam nosem. - Nie radzę sobie. Myślałam, że to… Nie powinniśmy tutaj wracać, tatusiu. - Dławiłam się płaczem. - To był błąd.
-Csi, Nessiu. - Na daremno próbował mnie uspokoić, teraz to naprawę było niemożliwe. - Powiedz, co się wydarzyło? - Odsunął mnie od siebie i złapał za ramiona, zmuszając, abym spojrzała w jego oczy.
-Wszystko. - Wzruszyłam ramionami. - Nie dostałam się na studia, moja sąsiadka to jędza, z którą moja córka pija herbatkę, Matt mnie ocenia, a ja… Nie potrafię dać sobie rady. Zwyczajnie nie umiem podejmować dorosłych decyzji, które przecież zaważą nie tylko na moim, ale i na Darcey życiu.
-Skarbie... - zaśmiał się pod nosem, co jeszcze bardziej mnie dobiło. Co w tym zabawnego, że jego ukochane dziecko cierpi? Bawi go fakt, że życie daje mi popalić? - Przecież wiesz, że zawsze z mamą ci pomożemy. Możesz na nas liczyć, zawsze będziemy wspierać ciebie, Adama i Darcey. Zaczekaj tutaj chwilkę, okay? - Pokiwałam pionowo głową, a on wyszedł. Naciągnęłam rękawy na ręce i starłam nimi łzy oraz wytarłam mokre jak i również zaczerwienione policzki.
Mój rodzic wrócił, a w dłoniach trzymał dwa kubki. Podał mi jeden i usiadł obok mnie. Upiłam trochę czarnej cieczy, w której pływała pianka Marsh Mallows oraz tona bitej śmietany z wiórkami czekoladowymi. Było pyszne, znów czułam smak dzieciństwa - beztroskie chwile z tatą wróciły, a wszystkie problemy zniknęły jak za sprawą dotknięcia czarodziejskiej różdżki.
-Dlaczego nie dostałaś się na uczelnię?
-Bo jestem głupia - prychnęłam, na co skarcił mnie wzrokiem. - Miałam słaby wynik matury z matematyki.
-Dlatego poszłaś do Matta. - Przytaknęłam. - Załatwię ci nowego korepetytora i poprawisz maturę. Co do twojej sąsiadki to załatwię też, ale wydaje mi się, że to nie są wszystkie twoje problemy. Jest coś jeszcze… - Zagryzłam dolną wargę. - Kłopoty sercowe... - Mój puls przyśpieszył, oddech stał się płytszy, a łzy znów zaczęły gromadzić się w oczodołach. - Dowiem się, kto znów krzywdzi moją córeczkę?
-A jak myślisz? Przecież tylko jedna osoba potrafi mnie skrzywdzić i dobrze ją znasz. Lubiłeś go tato, naprawdę go lubiłeś, bo sprawiał, że twoja córka była prawdziwie szczęśliwa. - Kolejne hektolitry łez spływało po moich policzkach.
-Musicie sobie wszystko wyjaśnić, Nessiu. Musisz mu powiedzieć także o Darcey, bo ona tak jak Louis zasługuje na to, żeby wiedzieć o swoim istnieniu. Louis musi wiedzieć, że jest ojcem twojego dziecka, Nessiu. - Szczęka opadła mi do podłogi. Jakim cudem mój ojciec wiedział o tym fakcie?! Nikt o tym nie miał pojęcia. Wszystkim powiedziałam tą wersję, którą wymyślił mój brat. Nawet Adam był święcie przekonany, że Darcey jest owocem gwałtu.
-Tato, ale skąd ty…
-Skarbie, może jestem stary, ale nie jestem ślepy ani głupi. Myślisz, że nie byłem zdziwiony tym, że tak ochoczo zareagowałaś na fakt, że wyjeżdżamy? Uciekłaś od problemów, ale zachowałaś się niezwykle dojrzale stawiając im teraz czoła. Jestem z ciebie dumny, ale jak najszybciej musisz mu powiedzieć.
-Darcey nie jest jeszcze na to gotowa.
-Ona, czy może ty Nessiu? - Wtuliłam się w ojca i znów moczyłam jego garnitur.
-On mnie tak bardzo zranił, tatusiu - lamentowałam. - Tak bardzo chciałabym go znienawidzić, ale zwyczajnie w świecie nie potrafię. Jest cholernym dupkiem, ale tak bardzo go kocham…
-Cichutko, jeszcze się ułoży.
-Nie chcę przez niego znów cierpieć. Nie chcę, żeby znów mnie wykorzystał, a potem odstawił w kąt.
-Spójrz na to z innej strony, Nessiu. Gdyby nie on nie miałabyś Darcey, nie miałabyś małego skrawka jego przy sobie i zawsze kojarzyłabyś go z całym złem, jakie ci wyrządził. To właśnie ze względu na Darcey nie możesz go znienawidzić. - Miał rację. Boże, dlaczego on zawsze musi być taki mądry i spokojny? Dlaczego nie odziedziczyłam tego po nim? Tego stoickiego spokoju ducha, tylko muszę być rozhisteryzowaną, uczuciową i głupią wariatką? - Nessiu, przyprowadź dziś do nas Darcey, a sama wyjdź gdzieś z Adamem do klubu się rozerwać.
-Nie chcę sprawiać wam kłopotu.
-Już ci mówiłem, że to żaden kłopot.
-Tato, co na obiad?! - Po domu rozniósł się głos mojego brata, na co oboje z ojcem wybuchnęliśmy śmiechem.
-Właśnie, dlatego kocham cię bardziej, Nessiu. - Roześmiany wstał i poszedł do kuchni. Wytarłam swoje oczy oraz poszłam w jego ślady.
Przy wyspie kuchennej siedziała niska brunetka ubrana w czarne rurki, białą bluzkę w czarne kropki z rękawem trzy czwarte oraz ciemno różową chustę. Brązowe fale opadały jej kaskadami na ramiona i plecy. Brązowe oczy z zaciekawieniem przyglądały się krzątającemu po kuchni Adasiowi, a leciutki uśmiech ozdabiał już i tak piękną twarz.
-Przed chwilą przyszedłem z pacy, Adam, a Cecilia wyjechała do rodziny na kilka dni.
-No okay - westchnął zrezygnowany. - To zrobię spaghetti. - Wzruszył ramionami, a potem zabrał się za gotowanie. Przysiadłam obok brunetki i obracałam w dłoniach kubek z moim ukochanym trunkiem. - Nessiu, zjesz z nami?
-Nieee, Adaś, nie mam apetytu.
-Adam, dziś zabierzesz Ness do klubu i dopilnujesz, żeby dobrze się bawiła - nakazał ojciec. - A teraz was przepraszam, ale muszę zająć się pracą. - Wyszedł z kuchni i tyle go widzieliśmy.
-Tak właściwie, Ness to jest Marisa, pamiętasz? Opowiadałem ci o niej.
-Tak, pamiętam. Jestem Nessela, ale możesz mówić Ness. - Brunetka przytaknęła, posyłając mi śliczny uśmiech.
-Okay, ale idę do klubu z wami.
-Pewnie, że tak - oznajmił Adam. - Ness, zaproś jakiegoś faceta. - Zrobiło mi się przykro. - Może Louisa, albo Matta? - Nie musiał tego mówić. Mógł sobie darować tą uwagę! Nie wiedział, dlaczego się z nim rozstałam - był święcie przekonany, że to przez przeprowadzkę.
-Okay. - Wymusiłam uśmiech, a potem wstałam i wyszłam. Musiałam odebrać Darcey z przedszkola i porozmawiać z mamą Gabe’ a. To takie… dziwne. Jeszcze kilka lat temu to Louis rozmawiał z moim tatą o naszych wyjściach i godzinach, o których powinnam być w domu, a teraz to ja mam rozmawiać o spotkaniach mojego dziecka.
W przedszkolu czekała już na mnie córka, która stała w towarzystwie swojego kolegi oraz wysokiej czarnowłosej kobiety z figurą modelki. Wyglądała na jakieś dwadzieścia pięć lat i była ładna.
-Mama! - Szatynka rzuciła się do moich nóg, które zaczęła tulić. Wzięłam ją na ręce i podeszłam do tego małego czarusia oraz jego mamy.
-Ness, to może Darcey do mnie przyjść? - Zrobił maślane oczy i dotarło do mnie, że on nie tylko wyglądem przypominał mi Louisa, ale także charakterem i sposobem bycia. Był jego dokładną kopią, jednak młodszą o kilkanaście lat oraz jeszcze trochę przyzwoitą, gdyż nie przeszłoby mu nawet przez myśl, że może zranić w jakiś sposób moją córkę.
-Gabe! - Upomniała go kobieta. - Przeproś mamę Darcey, nie powinieneś do niej mówić po imieniu. - Chłopiec posmutniał i spocił głowę, a mi z niewiadomych sposobów zrobiło się głupio. Sama kazałam mu mówić do siebie Ness, a teraz on za to obrywał.
-Nie szkodzi, zresztą nie jestem żadną panią, a ty... - Przykucnęłam przy szatynie. - Możesz do mnie mówić Ness, okay? - Przytaknął z uśmiechem.
-Too, może Darcey jutro przyjść się ze mną pobawić? - Na jego małych usteczkach pojawił się typowy uśmiech cwaniaczka.
-Jeśli twoja mama się zgodzi, to ja też się zgadzam. - Wzrok Gabe’ a przeniósł się na jego rodzicielkę, którą zaczął ciągnąć za rękę wypowiadając szybko słowo: Proszę.
-Gabe, uspokój się - powiedziała surowym tonem. - Darcey nie będzie chciała przyjść, gdy będziesz zachowywał się jak dzikus. - Obie zaniosłyśmy się śmiechem.
-A wcale, że będzie chciała. - Założył ramiona na piersi. - Prawda D? - Dziewczynka przytaknęła. - Widzisz? - Wystawił w kierunku czarnowłosej język.
-Zmykaj się ubierać, Gabe. - Postawiłam trzylatkę na ziemi, a ona pobiegła za chłopcem. - Jest taki nieznośny.- Z uśmiechem pokiwała głową na boki. - Jestem Chloe, Chloe Witany. - Wysunęła w moim kierunku dłoń, którą uścisnęłam mówiąc swoje imię.
-Jesteśmy! - wrzasnął Gabe, na co Chloe przymrużyła oczy. Mogłabym przysiąc, że odliczała w myślach do dziesięciu. - To do jutra, D. - Cmoknął ją szybko w policzek i pociągnął swoją mamę w kierunku wyjścia.
-Dziękuję, że mi pozwoliłaś, mamusiu. - Przytaknęłam, a potem również ruszyłyśmy do domu. - Jutro pani kazała przynieść farby i fartuszek, żeby się nie ubrudzić.
-Dobrze. - Otworzyłam drzwi klatki i przepuściłam ją przodem, a następnie panią Charlotte, która właśnie wracała z… skądś. Nie wnikam. Nie interesuje mnie to. Wolnym krokiem ruszyłam po schodach za tą wredną babą i moją córką.
-Dzidziuś! - pisnęła trzy latka i rzuciła się na mojego ojca, który czekał oparty o moje drzwi.  - A, co ty tutaj robisz? - Tata wziął ją na ręce i ucałował w policzek. Dziewczynka owinęła ręce wokół jego szyi i mocno tuliła.
-Przyszedłem z propozycją dla ciebie. Co ty na to Księżniczko, żeby spędzić dzisiejszy wieczór z dziadkiem?
-Taaak! - wykrzyczała na cały głos.
-Och, pani Charlotte przyniosłem też dla pani klucze, o które pani prosiła. Nessiu, jak ci się mieszka w moim budynku? - Specjalnie podkreślił słowo moim, aby tylko utrzeć temu babsku nosa. Spojrzałam na kobietę przygryzając wargę, a w jej oczach była lekka obawa.
-Na razie dobrze, wejdziesz na herbatę?
-Oczywiście, Nessiu. - Otworzyłam drzwi, przez które weszliśmy do środka. Rozebraliśmy się z kurtek oraz butów. Darcey od razu pobiegła do swojego pokoju, a ja z tatą udałam się do kuchni, gdzie zaparzyłam trzy napary ziołowe.
-Wiesz, że nie musiałeś tego robić? - zapytałam z lekkim uśmiechem, na co tatuś machnął tylko ręką. Do kuchni przyszła szatynka ze swoją torbę, którą z hukiem ustawiła na wyspie kuchennej, przy której oczywiście wcześniej usiadła.
-Jestem gotowa, dziadku. Mam piżamkę, mojego misia i słodycze!
-Zaraz przyniosę ci jeszcze ciuchy na jutro, okay?
-Chcę sukienkę. - Przytaknęłam i od razu poszłam po ubrania, które następnie podałam trzylatce. Szatynka upchnęła je w swojej torbie. W wieszaka zdjęłam również fartuszek, który złożyłam i ułożyłam na stole. - Dzidziuś! Zobacz, co narysowałam. - Wyjęła z plecaka kolorową teczkę, w której miała swoje arcydzieła. - To jesteś ty i babcia. - Podała mu obrazek.
-Śliczny, Księżniczko. Chyba zostaniesz architektem jak ja - zaśmiał się czterdziestopięciolatek.
-Nieee. - Zmarszczyła nosek i pokiwała przecząco głową. - Będę żoną Gabe’ a i będę miała wystawę tak jak Adaś. - Zaśmiałam się pod nosem.
Porozmawialiśmy jeszcze godzinę oraz pośmialiśmy się, a potem tata zabrał Darcey i zostałam sama. Zdałam sobie sprawę z tego, że to ja jestem kowalem swojego losu i to ja decyduję, co ma się wydarzyć. Pora zaryzykować i zacząć żyć życiem, które mi się należy. Chwyciłam komórkę i napisałam wiadomość do Adama.
Do: Adaś
Widzimy się o 20 w Rock Of Ages ;)
Nie odłożyła jeszcze telefonu, tylko przejrzałam swoje kontakty. Długo zastanawiałam się, czy powinna w ogóle do niego dzwonić, ale doszłam do wniosku, że to mi nie zaszkodzi. Przecież muszę przebywać z ludźmi nieważne czy mnie skrzywdzili czy nie. Nie mogę odciąć się od społeczeństwa. Muszę żyć, mino wszystkich krzywd, jakie mnie spotkały, bo zamartwianie i kontemplowanie nad tym co by było gdyby… nic tutaj nie zmienią.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do ucha.
Pierwszy sygnał – nic.
Drugi sygnał – nic.
Trzeci sygnał:
-Halo?…   

_________________________________________
Rozdział 6 - jest! 
Nawet go lubię, jest... Chyba fajny. 
Ta nowa piosenka 1D jest zajebista, dlatego postanowiłam jej użyć do tego rozdziału. 
Dziękuję za komentarze za poprzednim rozdziałem. W jednym z nich pojawiła się uwaga, że Darcey zachowuje się zbyt dojrzale jak na swój wiek - nie to, żebym miała z tym jakiś problem, czy coś... Krytyka mile widziana, przynajmniej wiem co powinnam poprawić. 
Ale wracając do Darcey: chciałam pokazać jej zachowaniem, że jest trochę bardziej dojrzalsza od swoich rówieśników, jak zachowanie Ness wpływało na nią przez co zachowuje się jakby była odrobinę starsza - w końcu dzieci szybko się uczą i biorą przykład z otoczenia, tak? Jeśli chodzi o jej wypowiedzi - nie cierpię pisać takich przesłodziaśnych słówek typu PLOSE zamiast PROSZĘ. To... Głupie - według mnie. 
Podsumowując, jeszcze raz dziękuję za wasze opinie, bo naprawdę motywują i dzięki nim wiem co muszę poprawić. 
Rozdziały będę się starała dodawać po tydzień i będzie to prawdopodobnie miało miejsce w niedzielę. Gdybym jednak miała jakiś pilny wyjazd lub tego typu rzeczy będę pisała na pasku po prawej stronie pt. UWAGA! 

We Found Love
To tyle. 
Buźka miśki i miłej niedzieli ;** 

sobota, 18 października 2014

5. Love The Way You Lie



„Może jeszcze nie dziś wieczór, może jeszcze nie jutro, ale jeszcze będzie wszystko okay.”


Ness


Przez całą noc nie zmrużyłam oka, a wszystko zawdzięczam Louisowi, który bezczelnie siedział w mojej głowie i nie miał na razie w planach wyjść. Byłam w takim stanie, że wyjęłam stary album i zaczęłam go przeglądać. Znów popadałam w to błędne koło, z którego nie potrafiłam się wydostać trzy lata temu. Po raz kolejny czułam ból w klatce piersiowej, a hektolitry słonych łez spływało po moich policzkach. To niewiarygodne, do czego ten człowiek mnie doprowadził i to głupim telefonem oraz przysięgą, w której wyznał, że nie ma w planach się poddać. Od zawsze był zdeterminowany i dzięki swojemu uporowi zawsze dostawał to, czego tylko chciał, ale tym razem nie chciałam dać mu tej cholernej satysfakcji. Nie mam już szesnastu lat, a on nie jest priorytetem w moim życiu - teraz to miejsce należy do Darcey.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk budzika, który wczoraj nastawiłam, aby nie spóźnić się do przedszkola z córką. Złapałam za komórkę i wyłączyłam alarm, po czym zamknęłam ten cholerny album i wrzuciłam do szuflady. Wolnym krokiem ruszyłam w kierunku kuchni, gdzie zrobiłam kanapki. Wróciłam do swojej sypialni tylko po to, aby zabrać ciuchy na dzisiejszy dzień, a następnie powędrowałam do łazienki, gdzie wzięłam prysznic i ubrałam się. Mimo nałożonego makijażu oraz kąpieli wyglądałam paskudnie… Czułam się paskudnie. Wyszczotkowałam zęby i powędrowałam do pokoju trzylatki. Dziewczynka uroczo spała tuląc do siebie swojego misia. Wyjęłam z jej szafy ubrania, a potem usiadłam na brzegu jej łóżka. Delikatnie zaczęłam gładzić jej policzek.
-Wstawaj, słoneczko - wyszeptałam do jej ucha, a szatynka otworzyła oczy. Rozciągnęła się i szybko cmoknęła mój policzek.
-Mogę dzisiaj sama się ubrać?
-No pewnie. - Odwzajemniłam jej szczery uśmiech. –Tylko się pośpiesz. - Wstałam i poczochrałam jej włoski. - Czekam w kuchni. - Pokiwała potwierdzająco głową, a ja wyszłam z jej królestwa. Zabrałam z kuchni dwa talerze oraz kubki z herbatą, z którymi usiadłam w salonie. Włączyłam telewizor i wyciągnęłam nogi na szklany stolik. Powoli przeżuwałam każdy kęs chleba z sałatą, serem oraz pomidorem od czasu do czasu popijając ciepłym napojem.
W telewizji nie było nic ciekawego, dlatego zdecydowałam się na MTV, gdzie aktualnie leciały Ex na plaży. Szczerze? Oglądam to tylko dlatego, że w tym programie bierze udział Vicky z Ekipy z Newcastle. Nie mam zbyt dużo czasu na obczajanie tych wszystkich seriali i bardzo mi z tego powodu przykro, bo kiedyś byłam na bieżąco – Operacja: Stylówa, Brzydkie Kaczątka, Niemożliwe, Inna, były u mnie podstawową czynnością, którą każdego dnia musiałam zaliczyć.
Czasami tęsknię za tym beztroskim życiem nastolatki, której jedynym problemem jest to, w co powinna się ubrać do szkoły, żeby wyglądać pięknie, ale kiedy przypomnę sobie wszystko przez co przeszłam… Cieszę się, że mam to już za sobą i nie muszę się więcej użerać z tymi idiotami z mojego liceum. Poza tym, kiedyś w końcu trzeba dorosnąć i się ustatkować, a mój czas nadszedł w chwili, kiedy dowiedziałam się o ciąży. Potrafię być odpowiedzialną, kochającą matką dla Darcey, jednak nie zapominam o sobie oraz moich potrzebach jak na przykład wyjście w sobotni wieczór z bratem do kina lub na imprezę, czy dajmy na to studia.
W przypadku Tomlinsona jego dojrzałość zatrzymała się na poziomie osiemnastoletniego gnojka, który bawi się życiem. Nadal jest szczeniakiem, który nie potrafi się ustatkować i dalej wykorzystuje oraz zabawia się kosztem naiwnych dziewczyn, którym wmawia, że są jego jedyną i na całe życie. Współczuję tym laskom, bo sama kiedyś taka byłam, ale na całe szczęście przejrzałam na oczy. Chociaż muszę przyznać, że jedyną rzeczą, której nie żałuję, a on jest jej twórcą - jest Darcey i jestem mu za nią niezmiernie wdzięczna. Dał mi największy, a zarazem najpiękniejszy skarb w postaci dziecka, które jest całym moim światem.
-Może być? - Przeniosłam swój wzrok na niziutką kruszynkę i otworzyłam usta ze zdziwienia. Trzylatka ubrała się w brązową sukienkę, która sięgała jej do połowy ud, czarne rajstopy oraz brązowe botki. Włosy miała rozczesane i z prawej strony założone za uszko. Wyglądała ślicznie i uroczo.
-Dla kogo moja Księżniczka się tak wystroiła? - Uniosłam lewą brew, a moje dziecko zachichotało. Rozpędziła się i wskoczyła na sofę obok mnie. Zabrała talerzyk, który ułożyła na swoich kolanach, a moment później zaczęła już pałaszować. - Odpowiesz mi? - Drążyłam dalej ten sam temat, na co szatynka wywróciła teatralnie oczami. On robił to identycznie.
-Mamo - jęknęła błagalnie.
-Darcey, odpowiedz. - Poprosiłam tonem nieznaczącym sprzeciwu.
-Boo, w przedszkolu jest taki Gabe... - zaczęła, a jej oczka się zaświeciły. - I jest ładny. Wczoraj Lilly ciągnęła mnie za włosy, a on mnie obronił i powiedział, że jestem jego dziewczyną.
-Aww, to urocze. - Na jej policzki wtargnął się przeuroczy rumieniec. - Pokarzesz mi go dzisiaj?
-Ale nie zrobisz mi siary?
-Siary?! - oburzyłam się. - Czy ty wiesz co to znaczy? I kto, do cholery ci naopowiadał takich głupot?!
-No nasz Adaś. - Wzruszyła ramionami. –Powiedział, że raz ośmieszyłaś go przed Daisy i przez ciebie myślała, że Adaś jest idiotą.
-Nie słuchaj go, miałam wtedy tylko jedenaście lat, a on pierwszy raz przyprowadził dziewczynę do domu. - Sama nie wiem dlaczego, ale zaczęłam tłumaczyć się przed własną córką. To było odrobinę dziwne… Nie, to było głupie i cholernie dziwne -  to ona powinna się tłumaczyć przede mną, a nie ja przed nią. Już wczoraj powinnam wiedzieć, że moja córa ma chłopaka! Jest lepsza od ciebie. Zignorowałam denerwujący głosik mojej podświadomości. - Zresztą nieważne, zbieraj się. - Niebieskooka istotka podbiegła do garderoby na korytarzy i wsunęła na ramionka płaszczyk w odcieniu zgniłej zieleni oraz chustę, która idealnie współgrała z resztą jej ubioru. Zapakowałam jej do torebki śniadanie, a potem sama się ubrałam. Gotowe wyszłyśmy z domu, który zamknęłyśmy.
-Dzień dobry, pani Charlotte. - Odwróciłam się, aby zobaczyć do kogo właśnie mówiła Darcey. Oczy mało nie wyskoczyły mi z orbit, kiedy moja przeurocza sąsiadeczka, która wtyka nos we wszystkie sprawy niekoniecznie jej dotyczące, machała do trzylatki.
-Dzień dobry, Darcey. Dokąd się wybierasz?
-No do przedszkola - oznajmiła lekko zbulwersowana. - Przecież mówiłam pani wczoraj, jak przyszłam tutaj z Adasiem po książkę.
-Tak, wybacz - zaśmiała się staruszka. –Wypadło mi z głowy, tak to już jest na starość.
-Nic nie szkodzi, starość nie radość. - Wzruszyła lewym ramieniem.
-Darcey! - upomniałam ją, chodź wcale nie chciałam tego robić. - Przeproś panią Charlotte za swoje zachowanie.
-Daj spokój, Nesselo. - Machnęła ręką wprowadzając mnie w jeszcze większe zdziwienie niż przed chwilą. Co się stało z tą kobietą? Co tutaj się wczoraj wydarzyło? - Mam nadzieję, że wpadniesz dziś do mnie na herbatkę, Darcey.
-No pewnie, do zobaczenia. - Pomachała kobiecie na do widzenia, a potem pociągnęła mnie w kierunku wyjścia. – No, mamusiu pośpiesz się, chcę się bawić z Gabe’ m! - Tupnęła nóżką.
-Okay, okay. - Wolnym krokiem zmierzałyśmy w kierunku przedszkola. - Darcey, od kiedy pijasz sobie herbatki z tą babą?
-Z panią Charlotte? - Przytaknęłam. - Wczoraj zaprosiła mnie i Adasia, a że Adaś chciał skosztować ciasta i burczało mu w brzuszku… No, wiesz jaki on jest. - Machnęła rączką.
Czasami bawi mnie fakt, że rozmawiamy ze sobą niczym dwie przyjaciółki, ale to właśnie jest piękne w naszej więzi - nie tylko jesteśmy matką i córką, ale także dobrymi kumpelami, które lubią razem żartować oraz plotkować o chłopcach.
Pod budynkiem placówki byłyśmy po piętnastu minutach. Otworzyłam duże szklane drzwi i przepuściłam córkę przodem. Trzylatka pobiegła od razu do swojej szafki, gdzie odwiesiła swój płaszczyk i zmieniła botki na tenisówki. Wróciła do mnie, po czym złapała za nadgarstek pociągnęła w kierunku swojego oddziału.
-Popatrz. - Wskazała na chłopca, który bawił się w towarzystwie blondyna oraz dwóch bliźniaków. -To jest mój Gabe.
Chłopiec był naprawdę śliczny. Był szatynem o niebieskich oczach ubranym w czerwone rurki oraz koszulkę w paski… Jasne cholera! Wyglądał zupełnie jak Louis, gdy był młodszy. Miejmy nadzieję, że nie wyrośnie na takiego samego dupka.
-Darcey! - Dzieciak podbiegł do nas i cmoknął moją córkę w policzek. - Cześć, jestem Gabe. - Wystawił dłoń w moim kierunku, a ja z uśmiechem ją uścisnęłam.
-Miło cię poznać, ja jestem Ness.
-Jesteś bardzo ładna. - Zachichotałam na te słowa. Niezły z niego czaruś, już wiem dlaczego podoba się Darcey. Chcąc nie chcą muszę przyznać, że szatynka ma ten sam gust co ja. Nie wiem czy to dobrze, ale mam nadzieję, że nie popełni moich błędów. - Darcey, a przyjdziesz dziś do mnie? - Trzylatka spojrzała na mnie z błagalnym wyrazem twarzy.
-Mogę?
-Darcey, dziś jak cię odbiorę to porozmawiam z mamą Gabe’ a i jeśli ona się zgodzi jutro będziesz mogła do niego pójść. Zgoda? - Oboje westchnęli zrezygnowani, ale przystali na moją propozycję. Dziewczynka ucałowała mój policzek, a potem pobiegła za swoim kolegą się bawić.
Wyszłam z przedszkola i udałam się w stronę domu Matta. Mój przyjaciel mieszkał w willi razem ze swoimi rodzicami, którzy rzadko, kiedy bywali w domu oraz bratem, który studiował w Ameryce i młodszą siostrą. Mieszkał tutaj także Zayn - kuzyn Matta, który był najlepszym przyjacielem Louisa. 
Zapukałam kulturalnie do drzwi, które po chwili otworzyła siedemnastoletnia brunetka.
Carly wypiękniała. Jej lekko falowane włosy sięgały jej już za piersi i opadały kaskadami na plecy, rysy stały się bardziej wyraźne, oczy nadal były duże i zielone - wręcz przeszywające. Miała ciało modelki, urosła niewiele, bo nadal miała metr siedemdziesiąt pięć.
-Ness?
-Cześć Car, Matt w domu?
-T- tak - powiedziała nadal niedowierzając w to, że właśnie stoję przed nią. - Wejdź. - Otworzyła szerzej drzwi i puściła mnie przodem. -  Jest w salonie. - Przytaknęłam i pomaszerowałam w kierunku dużego pokoju. Byłam w szoku. Co, do cholery ON tutaj robił?! - Matty, masz gościa. - Wzrok mężczyzn powędrował na moją osobę. Louis wstał ze zdziwienia, a chwilę potem stał dosłownie kilka centymetrów ode mnie. Złapał za moją dłoń nadal nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego i delikatnie gładził jej wierzch kciukiem.
-Nessie.
-Nawet nie próbuj - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, wyrywając rękę z jego uścisku. - Matt…
-Przyniosę książki. - Brunet wstał i wolnym krokiem poszedł w kierunku schodów, aby powoli po nich wejść i udać się do swojego pokoju.
Zostawił mnie sam na sam z Tomlinsonem. To zupełnie, jakby wystawił mnie na pewną śmierć. Westchnęłam i ruszyłam w stronę tarasu. Otworzyłam drzwi i wyszłam. Usiadłam na drewnianej huśtawce po turecki i wyjęłam z torebki paczkę papierosów. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam w ustach to świństwo, ale musiałam dziś zapalić.
Sama obecność Lou powoduje we mnie złość. Mam ochotę krzyczeć, wyzywać go, bić i pokazywać na wszystkie sposoby jak cierpiałam przez tego kretyna. Chcę pokazać całemu światu jak bardzo mnie skrzywdził. Jak zniszczył prawdziwą Ness, która teraz próbuje udawać, że jest dobrze, a tak naprawdę to rozsypuje się od środka. To niesprawiedliwe, że to właśnie ja muszę przechodzić przez piekło i to z powodu głupiego faceta, których mogę mieć na pęczki, bo w końcu jestem blondynką, a to właśnie dla nich mężczyźni najczęściej tracą głowę.
Włożyłam szluga do ust i odpaliłam. Zaciągnęłam się pozwalając, aby biały dym pieścił moje płuca swoim ostrym smakiem. Wypuściłam powietrze ustami, głęboko wdychając. Pomogło, w pewnym sensie poczułam się lepiej. Osiągnęłam chwilowy stan ukojenia, który musiał przerwać Tomlinson kładąc rękę na moim barku.
-Miałaś nie palić. - Nawet na niego nie spojrzałam. Nie chciałam widzieć jego rozczarowanego wzroku oraz smutku, który mimo, że nigdy go nie okazywał gdzieś tam w jego sercu był.
-Miałeś być na zawsze - wypaliłam bez przemyślenia.
-Nessiu, ja nie…
-Nie Nessiuj mi tutaj, Tomlinson. - Odsunęłam się od niego. Stałam nad nim wściekła i mroziłam spojrzeniem. - Nie chcę tego słyszeć, rozumiesz? Nie chcę tłumaczeń, że byłeś pijany, ani tego, że cię uwiodła, bo już zwyczajnie ci nie wierzę, ale dziękuję ci. - Zmarszczył brwi. Był w szoku, że mogłabym mu być za cokolwiek wdzięczna. - Dziękuję, że mogłam przejrzeć na oczy. Dziękuję, za złamanie mi serca, bo dzięki temu jestem o jeden zawód miłosny bliżej mojej prawdziwej miłości. Dziękuję ci za D… - W porę zdążyłam ugryźć się w język. Dlaczego, do cholery muszę mieć aż tak niewyparzony język?! Co ze mną nie tak?!
-Za co?
-Po prostu… Zapomnij, okay?
-Nie. - Gwałtownie wstał i przycisnął mnie do ściany domu Andersona. Mój oddech przyśpieszył, a on przykuł moje nadgarstki do muru. Czułam wydychane przez jego usta powietrze na szyi i miałam dreszcze oraz napady gorąca. Swoim nosem wodził po moim lewym policzku doprowadzając moje biedne serce do palpitacji. - Dalej twierdzisz, że nic do mnie nie czujesz?
-Bo nie czuję. - Starałam się brzmieć poważnie, jednak on skutecznie mi to uniemożliwiał. Sprawiał, że czułam się jak na haju, moim osobistym i darmowym odlocie po narkotyku, który mogłabym przedawkować, ale nigdy nie miałabym dość. Potrzebowałam odwyku, teraz. Już. Natychmiast! - Jesteś dla mnie nikim i udowodnię to.
-Czekam. - Wpiłam się łapczywie w jego wargi, ale tylko na krótki moment. –Widzisz? Jak całowanie zwykłej, obślizgłej ryby. Nic dla mnie… - Nie pozwolił mi dokończyć, gdyż naparł swoimi ustami na moje. Walczyłam. Walczyłam z każdych sił, aby nie odwzajemnić jego pocałunku, ale nie mogłam… byłam za słaba i poddałam się temu. Nasze języki idealnie ze sobą współgrały i tańczyły dziki taniec, którego żadne z nas nie chciało przerywać. Szatyn uwolnił mój prawy nadgarstek i złapał za udo, które uniósł na wysokość swojego pasa. Wolną rękę wplotłam w jego włosy ciągnąc lekko za końcówki, na co zareagował jękiem. Przeniósł się na szyję, którą teraz obdarowywał mokrymi, trwającymi około sekundy całusami. Odpływałam. Mruczałam pod nosem z przyjemności, jaką mi teraz dawał.
-Ness! Gdzie jesteś?! - Z transu wyrwał mnie głos Matta. Odepchnęłam od siebie Louisa i spoliczkowałam.
-Nigdy więcej tego nie rób - warknęłam i chciałam odejść jednak znów przygwoździł moje plecy do jasnej powierzchni.
-Będę to robił, kiedy tylko zechcę. - Jego głos był taki spokojny i przyjazny dla ucha. - Bo cię kocham i będę cały czas walczył, żeby cię odzyskać, nawet jeśli za każdy pocałunek miałbym dostawać po mordzie.. - Złożył ostatni szybki buziak na moich ustach i wyszedł zostawiając mnie w osłupieniu.
Cholernie się zawiodłam na samej sobie. Nigdy nie byłam tak rozczarowana swoim postępowaniem. Zazwyczaj, gdy się na kogoś obrażałam to moje dąsy trwały bardzo długo, a teraz? Tak po prostu daję mu się czarować i pozawalać na takie rzeczy! To tylko kolejny dowód na to, że zniszczył mnie i obnażył z prawdziwej postaci. Przez Louisa przyjęłam osłonę łatwego celu, który każdy może skrzywdzić, bo straciłam swój charakter i silną wolę. Z niezależnej szesnastolatki stałam się łatwowierną, słabą oraz nie potrafiącą walczyć o swoje dziewiętnastoletnią idiotką, która nadal kocha tego młotka, który trzy lata temu sprawił, że jej kruche serduszko, pierwszy raz prawdziwie kochające, rozpadło się na miliardy drobnych kawałeczków. Naprawiłam się. Odrodziłam się na nowo, doprowadziłam się do normalnego stanu w Mediolanie, a teraz wróciłam i znów bawię się w tą grę wiedząc, że gram na przegranej pozycji. To silniejsze ode mnie, ponieważ wiem, że będę przez niego bardzo cierpieć, ale chcę zaryzykować dla tych kilku chwil szczęścia. Codziennie toczę walkę sama ze sobą rozważając myśl, czy pozwolić mu na ponowne zbliżenie się do mnie i Darcey. Każdego ranka podejmuję decyzję, czy powiedzieć mu to wszystko, co chciałam, a spisałam w formie listu, którego nigdy nie wysłałam, a który czytałam każdej nocy, kiedy łzy lały się strumieniami, a ja nie potrafiłam się uspokoić. Kiedy całe noce przepłakałam i pytałam siebie, dlaczego nie jestem dla NIEGO wystarczająco dobra?
Teraz chciałam tylko jednego. Z całych sił pragnęłam się od niego odciąć i nie pozwolić na akcje oraz sytuacje, w których jego idealne usta dotykają moich. Na chwile, kiedy przebywam z nim na osobności, czy rozmowę lub spojrzenia trwające nawet i ułamek sekundy. Dość! Nie pozwolę mu znowu grać na moich uczuciach. To koniec. Od jutra zaczynam być niezależną od tego dupka dziewiętnastoletnią kobietą, która potrafi powiedzieć NIE.  
__________________________________________
Jejciu uwielbiam Love The Way You Lie i Rihannę oraz Eminema razem!! 
Co do rozdziału to nie podoba mi się - jest nudny i tandetny. Za szybko pojawiła się akcja z buziakiem Lessie i jestem na siebie cholernie zła. 
Jedyną rzeczą, która poprawia mi humor jest wzrastająca liczba obserwatorów oraz ilość komentarzy - kocham was!! ♥ 
Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Nie mam bladego pojęcia kiedy pojawi sie 6 rozdział, jednak będę się starała żeby był już na za tydzień. 
To chyba tyle... Nie! Stop! Jeszcze jedno: 
To tyle miśki, buźka ;**