niedziela, 3 stycznia 2016

XXXI. Locked Away




„Nie zapominaj, że życie jest krótkie. Zbyt krótkie, żeby otaczać się ludźmi, którzy będą nam je obrzydzać.”


Ness


Kończyłam właśnie sprzątać, kiedy przyszedł Ryan – odwiedzał mnie codziennie od trzech dni przynajmniej dwa razy w ciągu dnia.
Dziś jednak był jakiś nie swój. Nie chodzi oczywiście o jego smutną twarz, bo taką ma z natury, mimo ciągłych żartów – dziś smutek miał też w oczach…, a może to była złość, zawód i rozczarowanie? Sama nie jestem w stanie określić emocji, która była dominująca.
Zdążyłam poznać Ryana na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że coś jest nie tak, dlatego, kiedy zaproponował mi spacer zgodziłam się.
Szliśmy przez pewien czas w ciszy, która po pewnym czasie zaczęła mi naprawdę przeszkadzać. Czułam się dziwnie, bo już na pierwszy rzut oka widziałam, że Steward ma jakiś problem, ale to nie ja byłam osobą, której powinien się zwierzać – patrząc na to z mojej perspektywy, nawet się nie znaliśmy na tyle dobrze, żeby nazwać się kolegami. Po dosłownie czterech spotkaniach trwających po kilka godzin, w cholernie dużych odstępach czasu mogliśmy się określić jedynie mianem znajomych. Ryan był najlepszym przyjacielem mojego chłopaka i został poproszony o opiekę nade mną, z czego się wywiązywał, ponieważ Zayn musiał wyjechać tyle, że teraz to właśnie Malik powinien być tutaj i wspierać swojego kolegę.
-Ryan, wszystko w porządku? –odważyłam się wreszcie zapytać.
Jasnobrązowe oczy, znacznie wyższego ode mnie mężczyzny skupiły się na mojej osobie. Przez chwilę wyglądało to, jakby Ryan walczył sam ze sobą – wahał się czy może mi zaufać i zdradzić swoje utrapienia, czy może wstrzymać się jeszcze kilka godzin i poczekać, aż wróci Malik i to z nim odbyć tę ważną rozmowę – ale ostatecznie poprosił, żebyśmy usiedli na pobliskiej ławce. Kiedy już to zrobiliśmy, Steward oparł swoje łokcie o kolana i przeczesał swoje brązowe włosy, głośno wzdychając.
-Po prostu się pogubiłem, Ness i nie wiem, co robić – wyznał po cichu, jakby bał się, że zacznę się śmiać z jego nieszczęścia. –Straciłem rodzinę, na rzecz jakiegoś kangura, który zarabia kupę kasy. Zostałem sam, bo nie mogę wrócić do domu i znowu, dzień w dzień oglądać tego rozczarowania w oczach mojej matki, bo bądźmy szczerzy, jestem, cholernym nieudacznikiem.
-To nie prawda, Ryan – zapewniłam od razu i bez zająknięcia. –Jesteś naprawdę wartościowym facetem, który dokładnie, tak jak Zayn nie potrafi siebie docenić.
-Nie, Ness –prychnął pod nosem i pokręcił głową na boki w wyniku braku zgody z moją teorią. –Malik ma kogoś, kto go kocha; ma Natalie, która zawsze mu doradzi; Michaela, który nieco skurwysyńskiej natury zawsze jest gotowy mu pomóc, tak jak ja; ma Matta, Danielle i Liama, którzy pomogą mu w najgłupszym przedsięwzięciu; a ja nie mam, kurwa nic, bo jestem nieudacznikiem.
-Masz przyjaciół – wtrąciłam, chcąc za wszelką cenę przekonać tego dwudziestodwulatka do swoich racji. –Zayn zawsze ci pomoże, ja też, Natalie też zrobi wszystko, abyś był szczęśliwy. Nie możesz zakładać, że nikogo nie masz, Ryan. My, tak jak twoja mama zawsze będziemy cię wspierać i pomagać, bo jesteś dla nas ważny; jesteśmy i zawsze będziemy twoją rodziną – wypowiedziałam niczym regułkę. –Poza tym nawet, jeśli ten Australijczyk związał się z Chelsea to wcale nie oznacza, że zastąpi Jackowi ciebie. Zawsze możesz wystąpić do sądu, że chcesz spędzać z synem więcej czasu, jeśli chcesz to mogę ci z tym pomóc.
-To naprawdę miłe, Ness, ale tutaj nie chodzi o to, że spędzam mało czasu z Jackiem.
-Więc, o co?
-Nie chcę, żeby miał ojca nieudacznika – wywróciłam oczami.
Naprawdę Ryan tak to widzi? Chyba będę musiała wytoczyć ciężkie działa, żeby ten człowiek zmienił zdanie.
-Wspominał ci może Zayn, kto jest ojcem Darcey?
-Chodzi o Louisa? – przytaknęłam.
-Nie wiem, czy wiesz, ale pięć lat temu byłam w nim szaleńczo zakochana, a on okazał się być nieodpowiedzialnym idiotą. Wpadłam z nim, a na dodatek kilka dni po tym, jak dowiedziałam się o ciąży, on mnie zdradził. Wyjechałam i wróciłam rok temu, nie zamierzałam mu mówić o Darcey, bo wiedziałam, że wprowadzi to zbyt dużo zamieszania w jej życiu, a tego nie chciałam – westchnęłam, przeczesując włosy do tyłu. –Chodzi mi o to, Ryan, że Louis był naprawdę bezwzględny i ranił każdego dookoła. Groził, że zabierze mi Darcey, bo był okres, że byłam naprawdę złą matką; ale wiele razy skrzywdził też naszą córkę, bo kto, do diabła wmawia czteroletniemu dziecku, że jej kolega z przedszkola nigdy jej nie lubił?! –zawołałam zdenerwowana.
Wtedy potwornie się wściekłam na Tomlinsona. Pierwszy raz w życiu widziałam, żeby moja córeczka była tak bardzo rozchwiana emocjonalnie. Louis przyprowadził ją około siódmej, a kiedy wyszedł, Darcey wybuchła niekontrolowanym płaczem. Szlochała całą noc, ponieważ Gabe nigdy jej nie lubił i przyjaźnił się z nią tylko, dlatego że wychowawczyni oraz jego mama go do tego zmusiły. Nie potrafiłam jej uspokoić i nawet, to cholerne mleko z miodem nie pomogło. Moje dziecko cierpiało, a ja nie potrafiłam niczego zrobić, żeby Darcey odzyskała spokój ducha i beztroskę. Zasnęła dopiero o czwartej nad ranem, totalnie wyczerpana. Nie zwlekałam ani chwili, kiedy wyszłam z jej sypialni od razu chwyciłam za komórkę i zadzwoniłam to „ojca roku”, który odebrał dopiero za drugim podejściem.
-Czego chcesz o wpół do piątej rano, Nessie? – wychrypiał.
-Jesteś najbardziej okrutną osobą na całym, pieprzonym świecie, Louis – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-To ty do mnie dzwonisz o tej porze – odgryzł się.
Nawet o tak wczesnej godzinie potrafił być największym dupkiem w kosmosie.
-Wybacz, dopiero teraz twoja córka poszła spać.
-Byłbym ci wdzięczny, gdybyś była nieco bardziej rozsądną matką i kładła ją wcześniej.
-Byłabym ci wdzięczna, gdybyś był nieco bardziej empatyczny i okazał chociaż trochę serca, którego nie masz, bo przez twoje pieprzone uprzedzenia względem Gabe’ a, Darcey przepłakała całą noc zastanawiając się, czemu Gabe jej nie lubi! –wrzasnęłam rozjuszona. Byłam teraz miną, która w każdej chwili mogła wybuchnąć i zniszczyć obiekt, który ją aktywował. –Jesteś bezmyślnym draniem, ale myślałam, że chociaż dla własnego dziecka nim nie będziesz –pokiwałam głową z niedowierzania na boki.
Jak mogłam myśleć w ten sposób, skoro go znam? Nie wierzę, że miałam tą głupią nadzieję, że chociaż wobec Darcey okaże się dobry.
-Majaczysz, Nessie…
-Nie wiem jak to zrobisz Louis, ale masz jej wyjaśnić, że myliłeś się, co do Gabe’ a.
-Nie ma mowy, moja córka nie będzie spotykała się z takim debilem.
-To tylko dziecko, ty skurwielu! –wykrzyczałam, dając upust emocjom. –Jak możesz być takim draniem? Jak można, skrzywdzić własną córkę dla własnej przyjemności?! Żałuję, że się o niej dowiedziałeś; wolałabym dostać kulką w łeb od Stana, niż dopuścić, żebyś dowiedział się, że Darcey to twoje dziecko, rozumiesz?! Wolałabym zdechnąć i gryźć piach tylko po to, żeby Darcey żyła w przekonaniu, że jej ojciec był naprawdę dobrym człowiekiem, a nie skończoną łajzą! –wykrzyczałam i nie czekając na żadną reakcję ze strony Tomlinsona, rozłączyłam się.
-Do czego zmierzasz, Ness? –dopytywał Ryan, dokładnie mi się przyglądając.
-Chodzi mi o to, że Louis wtedy naprawdę namącił w głowie Darcey i potwornie ją skrzywdził, ale ona nigdy nie powiedziała na niego złego słowa. Darcey wie, że Louis wszystko, co zrobił, zrobił dla jej dobra. Jestem w stu procentach pewna, że z Jackiem będzie podobnie. Nigdy nie nazwie cię nieudacznikiem, ponieważ bardzo cię kocha – nagle poczułam jak dwudziestodwulatek przylega do mnie ciałem i mocno wtula się w moją szyję. Nie wiedząc jak się w tej sytuacji powinnam zachować, ostrożnie objęłam Ryana i odwzajemniłam gest przy okazji gładząc go współczująco po plecach.
Oddech młodego mężczyzny powoli się uspokajał, a on odzyskiwał spokój ducha, aż do chwili, kiedy nie usłyszał:
-No, ładnie, Ryan – prychnęła prześliczna szatynka, która trzymała małego Jacka za dłoń. –Znowu nowa cizia –dokończyła kobieta, a Steward niespokojnie drgnął. Po chwili jednak odsunął się ode mnie i pełen bólu, który jednak nie zniknął spojrzał na chłopca, który był do niego łudząco podobny. –Twój poziom męskości drastycznie wzrósł –dorzuciła z sarkazmem. –Nie sądziłam, że będziesz podwalał się do dziewczyny swojego najlepszego przyjaciela.
-Chels, błagam, nie dobijaj mnie –westchnął zmęczony, a ja doznałam szoku.
Jakim cudem ta piękna kobieta mogła być tą sztuczną Chelsea, którą poznałam podczas grilla u Ryana?! Po plastikowej Barbie nie zostało ani śladu, ponieważ ustąpiła je ślicznej, naturalnej szatynce o oliwkowej karnacji. Długie jasnobrązowe włosy były spięte w wysoki kucyk, a idealne ciało modelki uwydatniała luźna biała koszulka na szerokich ramiączkach z logiem SONO MAMA, wpuszczona w brudno różową spódniczkę do połowy ud oraz czarne szpilki. Chelsea była naprawdę piękna bez tej całej tapety.
-Ryan, mógłbyś się ograniczać, chociaż wtedy, kiedy Jack jest u ciebie – westchnęła, wyjmując z torebki dzwoniącą komórkę. Szatynka zerknęła na wyświetlacz, a potem odebrała mówiąc głośne i wyraźne: Odpieprz się, Mark.
-Ona mi tylko doradza – mruknął, jakby zawstydzony brunet, na co Chelsea zmarszczyła brwi.
-W czym? –zwróciła się tym razem w moim kierunku, widząc opłakany stan swojego byłego faceta.
-Ryan myśli, że stracił ciebie i Jacka na rzecz tego Australijczyka – brwi dwudziestodwulatki powoli się zmarszczyły, a wzrok przeniósł się na zdołowanego Stewarda.
-Nie zachowuj się jak baba – rzuciła niby obojętnie, ale wiedziałam, że ją poruszył ten widok. –Nigdy ci na mnie nie zależało, więc nie udawaj, Ryan. Zaliczyłeś mnie, tak jak planowałeś z Malikiem, dlatego nie licz na moje współczucie.
-Nie przyszło ci nigdy do głowy, że cię kocham? – wyznał wreszcie Steward wstając i podchodząc maksymalnie blisko matki swojego dziecka. –Na początku zależało mi tylko na seksie z tobą, ale kiedy powiedziałaś, że jesteś w ciąży byłem szczęśliwy.
-Zemdlałeś, kretynie! –zawołała przez śmiech, lekko go od siebie odpychając. –A potem zachowywałeś się jak fiut, skoro tak bardzo bałeś się dorosłego życia, mogłeś mi powiedzieć. Nie angażowałabym się i wyjechała z Kylem do Stanów, nie zwalałabym się na głowę tobie i twojej ma… -nie była w stanie dokończyć, ponieważ Ryan zachłannie wpił się w jej usta.
-Ostatnia szansa, Chels – wysapał, kiedy się oderwali. –Będę najlepszym facetem na świecie, słowo – wyszeptał patrząc prosto w oczy Chelsea.
-Jeśli jeszcze raz odwalisz mi taki numer, to mój brat cię wykastruje – wyznała szczerze.
-Tata nie odwali znowu – Jack wypiął hardo swoją klatkę piersiową stając obok Ryana, który zadowolony zmierzwił mu włosy.  
Wyglądali na szczęśliwych, mimo wszystkich problemów, jakie mieli… problemów, o których zdążył mi powiedzieć Ryan. Mogłabym tak stać i się im przyglądać, gdyby nie fakt, że ktoś złapał mnie za nadgarstek i brutalnie do siebie odwrócił. Zamarłam.
-Co tu robisz? –zapytałam próbując zachować zimną krew, ale było to cholernie trudne, ponieważ przede mną stał sprawca całego zamieszania; koszmar moich kilku miesięcy; cholerny król piekła –Zack Pieprzony Williams.
-A jak myślisz, Blondyneczko? –wycedził wściekły przez zaciśnięte zęby, na co Dingo zawarczał. –Twój chłoptaś popełnił, kurewsko duży błąd zgłaszając na policję sprawę o nękanie – pokiwał głową z politowaniem na boki, ale widziałam to tylko przez moment, bo potem Ryan zasłonił mnie swoim ciałem.
-Spieprzaj stąd, Williams – warknął Steward.
-Czy ten dzieciak myśli, że jego daremny kumpel mnie powstrzyma? –rzucił z niedowierzaniem w moją stronę.
-Czego ty od nas chcesz?! To już przestało być zabawne, Zack! Jak można być aż takim psychopatą, huh?! –nie wytrzymałam. Wyszłam przed bruneta i najzwyczajniej w świecie pchnęłam tego drania. –Czemu nie potrafisz pojąć, że to nie wina Zayna, że ta cała Evie wskoczyła mu do łóżka?! Czemu, do diabła chcesz go ukarać za zdzirowatą naturę twojej byłej?! –wrzeszczałam kierowana wściekłością.
Już same wysłuchiwanie o Zacku przyprawiało mnie o ból głowy, a co tu dopiero mówić o oglądaniu jego obleśniej mordy! Mogłabym go teraz spoliczkować… i zrobiłam to. Zrobiłam to kilka razy, chcąc wyładować swoje roztargnienie. I będąc szczerą, muszę przyznać, że robiłabym to dalej, gdyby ten kretyn nie złapał moich nadgarstków.
-Uspokój się, Blondyneczko, bo coś może się stać waszym Fasolkom – uśmiechnął się chytrze, a ja… tak zwyczajnie go oplułam. Namemlałam śliny w ustach i naplułam mu w oczy. –Przekaż Malikowi, że to jeszcze nie koniec –warknął, a potem odszedł.
-Nie powinnaś była tego robić – wytknął mi od razu Ryan. –Zwłasza, że jesteś w ciąży.
-Po prostu mam już go dość – westchnęłam, po czym opuściłam bezwładnie ręce, którymi nieświadomie obejmowałam swój brzuch. –Zabił Louisa. Nęka mnie i Zayna… Ryan ja mam już dość ciągłych obaw, że pewnego dnia wszystkie te groźby się spełnią – pokiwałam głową na boki z przerażenia. –Nie zniosę myśli, że ten bydlak może skrzywdzić moją córkę lub Zayna, rozumiesz?! Nie zniosę! –dwudziestodwulatek nic nie odpowiedział tylko zgarnął mnie w ramiona i przytulił, zapewniając, że wszystko ułoży się dobrze, a Zayn nie dopuści, żeby zarówno mi jak i Darcey stała się krzywda.
-Rozumiem, ale to i tak było bezmyślne – wywróciłam oczami.
-Pójdę już – powiedziałam, po czym ruszyłam w stronę domu rodziców, gdzie miałam odebrać Darcey z racji tego, że Adaś zabrał ją do kina na jakąś bajkę.
Szłam z psem mojej córki, a po piętnastu minutach byłam na miejscu. W domu był tylko tata, który oglądał jakiś program o ciężarówkach, a to było naprawdę rzadkim widokiem. Przeważnie George jest pochłonięty pracą i nie ma czasu na taki odpoczynek, dlatego tak bardzo się ucieszyłam, kiedy go zastałam. Szybko zdjęłam buty i spuściłam Dingo ze smyczy, po czym zajęłam miejsce obok taty, który lekko zdziwiony, ale się uśmiechnął na mój widok.
-Jak tam Nessiu? –zapytał gładząc moje włosy, jak miał to w zwyczaju, gdy byłam młodsza.
-Powoli, ale leci –zachichotałam pod nosem. –Zagramy? –zagaiłam, wskazując na XBOXa mojego brata.
-Jestem już chyba na to za stary, słońce – wywróciłam oczami.
-Proszę- mruknęłam z wydętą wargą. –Nie pamiętam, kiedy ostatnio graliśmy razem w FIFĘ.
-Niech będzie – zadowolona wstałam i wszystko włączyłam, a potem z dwoma padami wróciłam na sofę i podałam jeden dżojstik tacie.
Szybko wybraliśmy drużyny  - tata był Barceloną, a ja Chelsea. Może to głupie, ale kibicuję im – nie jestem jakąś super fanką i nie oglądam wszystkich meczy, ale jeśli już leci mecz, a ja mam czas i chęci to oglądam. Gra była naprawdę zacięta, a wynik był równy zero do zera. Już nie potrafiłam wymyśleć sposobu, żeby strzelić chociaż jedną bramkę i odnieść zwycięstwo, kiedy przypałętał się mój brat i mnie rozproszył, przez co przegrałam.
-Jesteś taka słaba – rzucił z rozbawieniem. –Nie potrafisz skopać tyłka naszemu staruszkowi w marnej grze.
-Skopałabym ciebie, bo zawsze byłeś cienki nie tylko w prawdziwym sporcie, ale też w grach playstation – odgryzłam się.
-Dostałabyś wciry, gdybyś ze mną grała. Płakałabyś jak małe dziecko.
-Mamusia by cię ograła – stwierdziła Darcey, na co się zaśmiałam.
Dziewczynka wspięła się na moje kolana, po czym mocno przytuliła się do moich piersi, dlatego odwzajemniłam ten gest.
-Jak było w kinie? –zapytał mój tata.
-Adaś płakał – wyznała bez zająknięcia, a ja wybuchłam śmiechem, którego nie potrafiłam kontrolować.
-To nie jest śmieszne, Ness – warknął. –To było koszmarne…
-Ale ten piesek tylko się przewrócił i to było śmieszne, tylko ty płakałeś – teraz to już płakałam ze śmiechu.
-Ale z ciebie idiota! –zawołałam, a w śmiechu poparł mnie George. –Kto płacze na bajce?!
-Nie powiem, kto wył na Strażnikach Marzeń, Ness – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Płakałam, bo historia Jacka Mroza była naprawdę wzruszająca, ale nie płaczę, kiedy jakiś pies przewróci się na pyszczek, bo to jest urocze – wyjaśniłam.
-Jesteś kopnięta –podsumował szatyn.
-I vice versa –zakończyłam.
Potem graliśmy jeszcze raz w FIFĘ, ale tym razem grałam przeciwko mojemu bratu, którego zniszczyłam wygrywając dziesięć do zera – Adam to ofiara. Urodził się pod ciemną gwiazdą i na dodatek w Pradze, kiedy to mama z tatą pojechali zobaczyć jak idą prace budowlane jednego z hotelu, którego budowę zlecono firmie taty. Mam teorię, że mama go upuściła, ale nie wymawiam tego w jej obecności, ale tata jest tego samego zdania. Podsumowując – Adam to pajac.
Nagle drzwi się otworzyły, a wszedł przez nie mój chłopak, który od razu przywitał mnie pełnym uczuć pocałunkiem, a potem przybił sztamę z moim tatą i bratem, natomiast Darcey zmierzwił włosy.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę u moich rodziców, ale tylko, dlatego że przyszła Clary, która korzystając z okazji przedstawiła nam pomysł na urządzenie naszego domu, który już był prawie gotowy – podobno został tylko jeszcze jeden poziom i dach.
-A, co będzie na dole? –zapytałam widząc cholernie dużą przestrzeń, która nie została zapełniona żadnymi malunkami.
-Garaż –odpowiedziała bez zająknięcia, a ja z szeroko otwartymi oczami spojrzałam na Malika.
-Przecież muszę gdzieś trzymać samochody –mruknął nieco zażenowany. –Scott kazał mi je zabrać, a Matt już nie ma pomysłów, żeby go dalej zbywać.
-Ale to jest ogromne, a ty masz cztery samochody.
-Pięć i jeden twój – poprawił.
-Kupiłeś sobie auto? –młody mężczyzna wzruszył jedynie barkami. –Woah, a ja myślałam, że nie lubisz japońskich samochodów.
-Bo to jest w sumie stary dodge charger z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego – zmarszczyłam brwi. –Potrzebny mi silnik, a nie mogłem znaleźć, więc kupiłem całe auto –pokiwałam głową z niedowierzaniem na boki. –Wyluzuj, mała – cmoknął mnie w policzek. –Wygrałem w Japonii – pochwalił się, a ja nie mogłam już hamować uśmiechu, który cisnął mi się na usta.
-Szczęście nowicjusza.
-Ranisz mnie, kochanie – położył dłoń na sercu i udawał jak bardzo moje słowa go poruszyły.
-Wracajmy do domu – poprosiłam, a on przystał na moją prośbę.
Razem z Darcey i naszym psem wsiedliśmy do tego całego super samochodu, który ostatnio miałam okazję prowadzić, a po jakiś piętnastu minutach byliśmy w domu i wtedy dopiero się zaczęło. Wielka awantura!
-Po prostu nie ogarniam, dlaczego zaczęłaś się stawiać! –wrzasnął wściekły Zayn, dlatego wywróciłam oczami.
-Ja tylko go oplułam! –zaczęłam się bronić. –Groził mi, więc miałam stać i mówić: Powiedz mi więcej, Zack – kontynuowałam bardziej flirciarskim tonem. –W jaki sposób znowu chcesz się zemścić na moim chłopaku? Jestem głodna informacji, więc zaspokój moją ciekawość?! Czy ty jesteś poważny, Zayn?!    
-Przynajmniej myślę racjonalnie!
-Och, proszę! –pisnęłam, ciągnąc za moje włosy. –Myślisz racjonalnie?! –przytaknął. –Ja przynajmniej nie brałam udziału w jakimś wyścigu śmierci, ani nie napadłam na konwój wojskowy w Rosji!
-Zrobiłem to dla ciebie, idiotko!
-Nie musiałeś! –zapadła między nami krępująca cisza, a do mnie dotarł sens słów, jakie wypowiedziałam w gniewie.
-Ale chciałem i wiesz, dlaczego –powiedział na odchodne, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Jestem idiotką, przecież wiem, że zrobił to dla mnie. Zasłoniłam twarz dłońmi, a potem osunęłam się plecami po ścianie, aby ostatecznie usiąść z kolanami podwiniętymi pod piersi i płakać jak małe dziecko.
-Mamusiu? –przeniosłam zamglony wzrok na rozmazaną postać czterolatki, która nade mną stała.- Czemu płaczesz?
-Nic mi nie jest, Darcey – powiedziałam, pociągając nosem, a potem wstając i przecierając oczy.
-Gdzie poszedł Zayn?
-On… musiał się przewietrzyć. Co chcesz na kolację?
-Frytki i nuggetsy – przytaknęłam na znak zrozumienia.
-Okay, w takim razie biegnij się pobawić, a ja się wszystkim zajmę, dobra?
-Okay – z uśmiechem pobiegła do swojego pokoju, a ja tak jak obiecałam tak zrobiłam.
Godzinę później obie zjadłyśmy kolację. Po posiłku powkładałam wszystko do zlewu, a potem poszłam wykąpać Darcey, żebyśmy kilka minut później usiadły przed telewizorem i oglądały Madagaskar 3. Moja córka szybko zasnęła, a ja z nią przytuloną do moich piersi obejrzałam jeszcze dwa filmy. Zabierałam się za trzeci, ale wtedy drzwi się otworzyły, a wszedł przez nie Zayn. Bez słowa na mnie spojrzał, a później zabrał Darcey, którą zaniósł do jej pokoju. Korzystając z okazji poszłam do kuchni, żeby pozmywać, bo w pewnym sensie to mnie uspokajało, mimo że bardzo tego nie lubiłam.
Na zegarze ściennym była już godzina druga nad ranem, kiedy skończyłam, dlatego wróciłam do salonu, gdzie z jednej z szafek wyjęłam koc i poduszkę. Ułożyłam się na kanapie i powoli zasnęłam. 
_____________________________________
Noo, więc kiedyś musiało to nastąpić i właśnie nastąpiło - pierwsza poważna kłótnia Zayna i Ness... 
Cóż ciche dni pora zacząć... 
Teraz będzie trochę smutno, ale powoli zbliżamy się już do końca - myślę, że jeszcze jakieś pięć w porywach sześć rozdziałów i epilog, a potem zapraszam na 
gdzie jest już rozdział!!
Noo i oczywiście musiałam użyć mojej piosenki Locked Away ♥ 
Dziękuję wam niezmiernie za komentarze, zwłaszcza tym osobą, które robią to zawsze pod każdym rozdziałem to dla mnie naprawdę wiele znaczy. Cieszę się, że komuś wgl podobają się te moje wypociny, bo gdyby nie wy to wcale bym tego nie publikowała. Pewnie siedziałabym przed laptopem i zapisywała wszystko i nigdy nie miałabym odwagi na jakąkolwiek publikację. Cieszę się, że was mam. 
To tyle na dziś, see ya!! ;**   

5 komentarzy:

  1. Rozdział boski jak zawsze ❤❤ jaki koniec ?!? Czy ty chcesz żebym ja dostała palpitacji serca?? XD :* nie kończ tego ff tak szybko prosze cię ;**
    weny, weny, weny kc <3 do następnego /Ronnie

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha Zayn i auta <3 już się nie mogę doczekać co następnym razem wykombinuje ^^ Olls :***

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja