„Twoje ciepło, brązowe oczy, śliczne
perfumy, to jak całujesz, wkurzasz, piszesz. Sprawiasz, iż z dnia na dzień
jesteś mi coraz bliższy. Nie poddajmy się na starcie.”
Ness
Wróciłam
do domu około szesnastej, ponieważ byłam jeszcze u Kevina, ale jak się okazało
Darcey została odebrana przez swojego tatusia.
Jak, do cholery to się stało, huh?! Louis zmartwychwstał czy co?! Naprawdę,
daję słowo, że kiedyś tego człowieka uduszę. Już nawet nie chodzi o to, że Zayn
jest nieco agresywny, a przez nieco mam na myśli bardzo agresywny, ale mógłby
mnie, chociaż szanować i nie podważać mojego autorytetu w oczach mojej córki! Naprawdę mnie to
denerwuje, że zawsze, naprawdę zawsze to ja jestem najgorsza w całym
wszechświecie.
-Ness, to ty? – Dobiegł mnie głos
mojego chłopaka, ale nie odpowiedziałam, tylko zdjęłam kurtkę oraz botki, po
czym chciałam przejść do salonu. Niestety od razu musiałam wpaść na Malika. To
naprawdę popieprzone czuć się we własnym domu jak obcy, a wszystko przez ciągłe
kłótnie, które wyniszczają mnie psychicznie. – Pytałem…
-Nie jestem głucha – warknęłam i
chciałam przejść, ale dwudziestodwulatek do tego nie dopuścił. Delikatnie
złapał na moją dłoń, którą splótł ze swoją.
-Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła,
Ness?
-Czy ty sobie ze mnie w tej
chwili stroisz żarty? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Cały miesiąc
zachowujesz się jak skończony palant, a teraz przychodzisz z tą przystoją gębą
i słodkim: Co mam zrobić, żebyś mi
wybaczyła i myślisz, że sprawa z głowy?!
-Nie krzycz, bo Darcey śpi. –
Zazgrzytałam zębami. – Ness, wiem, że jestem najgorszym gnojem na całej
planecie, ale jak mam ci to wyjaśnić, żebyś mnie zrozumiała?
-Po włosku – mruknęłam, a potem
wyrwałam swoją dłoń i poszłam do kuchni, żeby zaparzyć sobie herbaty. Niestety
nawet tutaj musiał za mną przyjść i dalej gnębić. Co za gnojek. – Możesz mnie
zostawić? – zapytałam w miarę spokojnie. To… w obecnej sytuacji wkurzała mnie
nawet sama gęba Malika. Mogłabym się na niego rzucić i zadrapać paznokciami, aż
do krwi.
-Porozmawiaj ze mną.
-Nie.
-Proszę – jęknął błagalnie
ściskając delikatnie moją prawą dłoń.
Walczyłam sama ze sobą. Jakby
siedziały we mnie dwie osoby. Dwie Ness. Jedna, jak cholera chciała znowu
porozmawiać, naprawić wszystko, co się zepsuło. Chciała, żeby wszystko było jak
dawniej. Spokojnie, bez żadnych kłótni, za to z czułymi i czasem niewinnymi
pocałunkami. Ale druga Ness była tak bardzo zawzięta… nie chciała, żeby kolejny
facet ją ustawiał i mówił, co może robić, a czego nie. Do cholery jestem
dorosłą kobietą, a to nie jest średniowiecze! Poza tym nie jestem własnością
Zayna i on nie ma prawa mnie ustawiać. Nie pozwolę na to.
-Ness, błagam. – Z zaciśniętą
szczęką usiadłam przy stole. Mulat przez chwilę mi się przyglądał, aż wreszcie
usiadł naprzeciwko i dalej się we mnie wpatrywał.
-Zacznij gadać, bo muszę napisać
esej – mruknęłam obojętnie.
-Mogę dać ci mój samochód, ale
proszę, napisz mi SMSa czy coś, że jesteś na miejscu, żebym się nie martwił. –
Zmarszczyłam brwi.
Czy on właśnie… Zayn Malik
pożycza mi swój samochód i nie widzi w tym problemu? Co się wydarzyło, że nagle
przestał się bać, że rozbiję tą jego superfurę? Co się zmieniło, skoro rano na
mnie na wrzeszczał, a teraz jest miły? No, co, do cholery się stało?!
-Czemu?
-Bo się martwię o ciebie.
-Nie o to pytam. Czemu zmieniłeś zdanie?
-Bo zdałem sobie sprawę, że
zachowuję się jak Louis i cię osaczam – wyznał łapiąc za moją dłoń, którą
zaczął pocierać swoim kciukiem. – Nie chcę, żeby Zack coś ci zrobił, bo tego
sobie nie wybaczę, Ness.
-On blefuje, czemu wszyscy mu
wierzycie? – Czemu do, diabła próbowałam przekonać bardziej siebie niż jego?
Zack William zabił ojca mojej
córeczki, a teraz groził również mojemu chłopakowi i dziecku. Był złem
wcielonym, który był bezwzględnym mordercą, ale ze wszystkiego wychodził cało,
bez szwanku. Za zabójstwo Louisa nie dostał wyroku, bo ta głupia suka Donie
dała mu alibi. Nienawidzę tej szmaty i jeśli spotkam kiedykolwiek i niezależnie
czy będzie to centrum miasta, czy koniec świata, przyłożę jej. Wpakuję jej
pięść w nos i będę się tym szczycić. Będę czerpać radość z uderzenia ten
zdziry.
-Ness, nie sądzę, żeby ten gość
blefował – powiedział po dłuższej chwili Malik. – Wiem, że to całkiem
niewiarygodne, bo serio, takie rzeczy dzieją się w filmach, ale ten facet zabił
mojego przyjaciela, a teraz chce odebrać mi ciebie…
-Zayn, nie musisz… - Pokiwałam
głową na boki chcąc dać mu do zrozumienia, że nie musi mi tego wszystkiego
mówić, bo przecież zdawałam sobie z tego sprawę.
-Ale chcę. Jestem w stu
procentach pewien, że nie potrafię żyć bez ciebie, Ness. Wiesz jak bardzo
bolało, kiedy wyjechałaś z rodzicami do Włoch? – Potrząsnęłam głową na boki. –
Ness ja trafiłem na odwyk.
-Ale…
-Nie było takiej potrzeby, żeby
ci o tym mówić. – Wzruszył obojętnie ramionami. – Poza tym nie jestem pewien,
czy chciałabyś się związać z ćpunem.
Głośno wzdychając, wreszcie
wyrwałam dłoń z jego uścisku i wstałam, co wprawiło mojego chłopaka w
zdumienie. Bez zbędnych ceregieli obeszłam stół i wgramoliłam się na kolana
Zayna. Wydawał się być przerażony, ale nie miał powodów do strachu. Oparłam
policzek o jego pierś i wsłuchiwałam się w przyśpieszoną pracę jego serca.
Malik siedział niczym sparaliżowany. Nie ruszał się, nawet mnie nie obiął.
Tylko siedział jak posąg.
-Kocham cię za to, jaki jesteś, a
nie kim jesteś, rozumiesz? – zapytałem wreszcie lekko unosząc głowę, żeby spojrzeć
mu w oczy. – Możesz być ćpunem albo cholernym sadystą, ale nie potrafię sobie
wyobrazić życia bez ciebie, Zayn. – Czekoladowe tęczówki niepewnie przeniosły
się na moją osobę. Była w nich obawa. – Pocałuj mnie, proszę. – Przez chwilę
zdawało się, że się waha, ale w ostateczności delikatnie musnął moje usta
swoimi. Całował mnie tak przyjemnie, że powoli cała złość, która się we mnie
gromadziła przez kilka tygodni, uchodziła jak powietrze z balona. Wszystko
wyparowywało przez sposób, w jaki mnie całował, a robił to z taką pasją i
tęsknotą, że nie potrafiłam się dłużej denerwować na niego.
Może jestem naiwniaczką. Może
jestem najgłupszą dziewczyną na świecie, bo uważam, że mogę być prawdziwie
szczęśliwa z Zaynem, ale taka jest prawda. Wiem, że możemy oboje stworzyć
szczęśliwą rodzinę i dobrze wychować nasze dzieci. Możemy być szczęśliwi, ale
musimy pozbyć się z naszego życia Zacka. Problem polega jednak na tym, że
nigdzie go nie ma i nikt nie wie, gdzie może być ten drań. Przez tą niepewność
czuję się jak kaczka, która nie zna dnia ani godzin, kiedy pójdzie na odstrzał.
W każdej chwili mogłam stracić osoby, które kocham i nie podobało mi się to.
Nienawidziłam świadomości, że ktoś tak mały rangą jak Zack, może decydować
zamiast Boga, kiedy i kto umrze. Nie cierpię tego.
-Mogę o coś zapytać? – Zadał
pytanie, kiedy na chwilę oderwał się od moich ust, dlatego skinęłam głową. –
Kim jest Kevin?
-Moim głupim kuzynem z Irlandii,
który przyjechał tutaj na studia.
-Ale skoro przyjechał na studia,
czemu nie chodzi na zajęcia?
-Mówiłam już, że jest głupi –
powtórzyłam, a w odpowiedzi dostałam śmiech.
-Wiesz, co się dziś wydarzyło? –
Pokiwałam głową na boki. – Darcey nazwała mnie swoim tatą i cholernie mi się to
spodobało.
-To chyba dobrze, huh?
-To cudowne – wyznał pewien
swojego. – Kocham ją jak własną córkę.
Nie odpowiedziałam już, tylko
oparłam swój policzek o tors mojego chłopaka, który opiekuńczo gładził mój
brzuch i od czasu do czasu całował moją skroń.
-Ness?
-Huh?
-Zapisz się do szkoły rodzenia.
-Co?! – zawołałam oburzona
gwałtownie wstając i patrząc na niego jak na totalnego idiotę.
-Sam nie pójdę.
-Ale ja wiem, jak rodzić dzieci.
-Ja też chcę wiedzieć. Chcę cię
wspierać. Poza tym, skąd mam wiedzieć, co zrobić, kiedy zaczniesz rodzić w
domu?
-Powiem ci.
-Nie.
-Zabierz Matta albo Marisę, ja
nie pójdę – powiedziałam pewna swojego.
Nie będę chodziła do szkoły
rodzenia, a już na pewno nie po tym, co przeżyłam, kiedy byłam w ciąży z
Darcey. Te głupie babska były podłe. I, co z tego, że zaszłam w ciążę w wieku
piętnastu lat, a mój chłopak mnie zdradził?! To nie jest powód, żeby wytykać
mnie palcami. Ciekawe, czy tak samo zachowywałyby się, gdyby dajmy na to ktoś
zgwałcił ich nastoletnie córki i one zaszły w ciążę. Też by się śmiały, że to
puszczalskie małolaty?! Przynajmniej moja córka ma młodą mamę, a nie stare
próchno, któremu strzelają wszystkie kości! Nie wrócę do szkoły rodzenia nawet,
jeśli Zayn miałby być obok i trzymać za rękę. Nie będę wysłuchiwała tych samych
głupot, co ostatnio – rodząc Darcey i tak o wszystkim zapomniałam, i robiłam
wszystko kierowana instynktem oraz radami położnych.
-Czemu, Ness?
-Bo już wszystko wiem –
skłamałam, na co mulat uniósł brwi. – Zabierz kogoś innego, skoro tak bardzo
chcesz tam iść.
-Co się stało?
-Nic.
-Ness – zaakcentował moje imię,
dlatego wywróciłem oczami. – Powiedz mi.
-A, co to zmieni? Przecież nie
pojedziesz do Włoch i nie pobijesz tych bab za to, że sprawiły mi przykrość.
-Ale tutaj będę cię bronił i w
razie, czego pobiję ich facetów. – Zaśmiałam się pod nosem, a on wstał i objął
mnie w pasie lekko muskając moje usta. – Nie daj się prosić, poza tym już nas
zapisałem.
-Palant – podsumowałam, po czym
zarzuciłam ręce na jego szyję i tym razem to ja pocałowałam jego.
-Jutro o szesnastej są pierwsze zajęcia.
-Jutro idziemy do sądu na jedną z
rozpraw, żeby zobaczyć jak to wszystko wygląda – wyznałam zgodnie z prawdą.
-Odwołaj, poza tym ty już
wygrałaś sama jedną sprawę.
-Ale chcę tam pójść.
-Zabiorę Matta – mruknął
zażenowany. – Ale jak wyjdę na geja… - Pokiwał głową z politowaniem na boki, a
ja głośno się zaśmiałam.
-Jesteś zbyt przystojny na geja –
powiedziałam gładząc jego lekko zarośnięty policzek.
-Tak sądzisz? – Przytaknęłam. –
Matt mnie zabije za zaciągnięcie go do szkoły rodzenia.
-Zabierz Liama, on już tam był,
więc będzie wiedział, co i jak.
-Liam jedzie jutro z Luke’ m i
Danielle do Leeds, a Marisy nie zabiorę, więc zostaje tylko Matt.
-Dasz sobie radę.
-Potrafisz podnieść człowieka na
duchu - prychnął.
-Nie potrafię wspierać. – Wzruszyłam
od niechcenia lewym barkiem.
-I tak cię kocham, ale jeśli wystawisz
mnie następnym razem… - Pokiwał głową na boki, a potem trącił swoim nosem mój.
-Obiecasz mi coś?
-Zawsze.
-Porozmawiaj ze swoją mamą i
przeproś.
-Ale nie to.
-Zayn, nie bądź dupkiem, to twoja
mama, a ty zachowałeś się jak pierwszorzędny kutas.
-Bywa. – Brunet wzruszył
obojętnie ramionami, po czym mnie puścił i wyjął z lodówki pudełko z pizzy. –
Zjesz? – Skinęłam, a on włożył dwa kawałki do mikrofalówki.
-Proszę, porozmawiaj z nią.
-Nie.
-Proszę.
-Ness.
-Proszę.
-Okay! – zawołał wytrącony z
równowagi. – Pogadam z nią, ale później, teraz mam ważniejsze sprawy na
głowie.
***
Siedzieliśmy w trójkę przed
telewizorem w salonie. Darcey oglądała bajki, Zayn masował mi stopy, a ja
pisałam pracę dla Richardsona, której tematem była obrona klienta będącego
podejrzanym o morderstwo. Wyobrażałam sobie cały czas, że to mowa, w której mam
bronić Zacka, więc za cholerę nie potrafiłam się za to zabrać, dlatego co
chwila nerwowo skubałam skórki paznokci.
-Możesz przestać? – Uniosłam
wzrok znad monitora mojego laptopa. – Kurewsko mnie to irytuje, Ness.
-Znowu masz jakiś problem, Zayn?
-Nie, po prostu to irytujące –
mruknął wzruszając ramionami. – Masz jakiś problem z zadaniem?
-Tak.
-Jeśli chcesz, żebym się tym
zajął to daj komputer, a ja to przełożę na za tydzień – poinformował, a ja
głośno westchnęłam wywracając przy okazji oczami. – No, co?
-Nie możesz tak robić. To
nielegalne.
-Ej, może faktycznie tak jest,
ale moja dziewczyna jest prawniczką i już raz wyciągnęła mnie z niezłego gówna
– powiedział z uśmiechem triumfu, ale to wcale mnie nie rozbawiło. Zayn to
chyba zauważył, bo momentalnie zaprzestał śmiechu i usiadł obok mnie na oparciu
fotela. – Mowa obronna? – zapytał przyglądając mi się ze zmarszczonymi brwiami.
-Zayn, ja cały czas mam w głowie
to, jak on zabił Louisa – szepnęłam tak, żeby Darcey nie usłyszała.
-Obiecuję, że go znajdę, Ness –
zapewnił całując mnie w czubek głowy. – Obiecaj mi, że nie będziesz się tym
zamartwiać.
-Próbuję, okay? – warknęłam chyba
zbyt mocno, bo mój chłopak zacisnął gwałtownie szczękę. – Przepraszam –
jęknęłam po chwili. – Jestem taka rozemocjonowana…
-Wiem, ale musisz mi uwierzyć, że
się staram, Ness.
-Ja to wiem tyle, że myśl, jak
ten dupek bezkarnie żyje i chodzi po ulicach Londynu wprawia mnie w szewską
pasję… - Skrzywiłam się czując nagły ból brzucha.
-Wszystko gra? – zapytał z
niepokojem Malik.
-Tak – skłamałam.
-Ness, przecież możesz mi
powiedzieć.
-I mówię. Jest w porządku,
dlatego przestań mnie już nękać, jestem zmęczona.
-Może powinnaś się położyć? –
zasugerował mulat, ale szybko zaprzeczyłam trzęsąc głową na boki. – Rano obudzę
cię wcześniej i skończysz pracę.
-Mówisz serio? – Brunet
przytaknął. – Ale musisz przyrzec, że mnie obudzisz, Zayn.
-Słowo – powiedział z powagą w
głosie. – Idź się położyć i odpocznij, ja się wszystkim zajmę – oznajmił, a
potem szybko cmoknął mnie w policzek.
Poszłam za jego radą. Zamknęłam
laptopa i odłożyłam go pod szklany stolik, a potem wstałam lekko obolała, nim
jednak poszłam do sypialni ucałowałam Darcey w policzek. Będąc już w pokoju,
wyjęłam z szafy białą koszulkę ze Stich’ m, która spokojnie zasłaniała mi tyłek
oraz parę czystych koronkowych biodrówek, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam
szybki prysznic, który nieco rozluźnił wszystkie z moich napiętych mięśni, a
potem wytarłam się ręcznikiem i ubrałam. Nałożyłam na włosy odżywkę i je
rozczesałam, a potem wróciłam do sypialni, gdzie położyłam się do łóżka.
Przytuliłam policzek do poduszki i przymknęłam oczy, a sen przyszedł szybciej
niż mogłabym się tego spodziewać.
_______________________________________
Dziś przychodzę punktualnie z rozdziałem (cóż za nowość!!) i mam nadzieję, że to docenicie i pokarzecie mi to w komentarzach, abym mogła spiąć tyłek i z kolejnym wyrobić się na czas.
Korzystając z okazji chciałabym was zaprosić na:
Powoli staram się kończyć to opowiadanie, ale... kurczę, za każdym razem, kiedy próbuję wymyśleć, co ma być dalej... pojawiają się nowe pomysły, a to nie jest fajne, bo wszystko mi się miesza...
Tak, czy inaczej
see, ya!!