niedziela, 17 stycznia 2016

XXXII. Hello




„Brakuje mi tych rozmów, brakuje mi naszego głupiego gadania, brakuje mi Ciebie. Rozumiesz?”


Ness


Minęło półtorej tygodnia od tej pseudo kłótni z Zaynem. Nie zamieniliśmy od tamtej pory słowa, w ogóle rzadko się widujemy… to znaczy, tak mieszkamy razem, ale mijamy się. On wychodzi wcześnie rano zanim jeszcze wstanę, a wraca, kiedy ja już śpię i przenosi mnie do sypialni.
Nie chcę tego. Nie chcę, żeby troszczył się o mnie jak o małe dziecko, które nie potrafi sobie same poradzić. Boli mnie jego świadomość, że sama nie jestem sobie w stanie poradzić i nawet zaczynam sobie to powoli uświadamiać. Zrobił ze mnie osobę, którą nigdy nie byłam. Zayn wykreował sobie o mnie nieprawdziwe wyobrażenia i próbuje mnie zmieniać, a ja się buntuję – potem wynikają z tego kłótnie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przez Zayna zaczynam stawać się tą biedną Ness, która potrzebuje takiej osoby; która potrzebuje rycerza w zbroi i na białym koniu, aby uratował ją z wieży. Naprawdę nie zniosę więcej tego, że człowiek, którego kocham nad życie ma mnie za słabą. Powinien we mnie wierzyć. Powinien być dumny, że postawiłam się Zackowi. Powinien powiedzieć to, co wtedy, kiedy postawiłam się Stanowi. Zayn powinien wyznać, że taką właśnie mnie lubi – bezwzględną, powinien zareagować, tak jak po naszym pierwszym seksie. Powinien powiedzieć, że taka mu się podobam, ale nie zrobił tego. Wolał mnie zwyzywać od idiotek…
-Ness, obudź się - powiedział ktoś szeptem, lekko mną potrząsając, dlatego niechętnie uniosłam powieki. Wszyscy na mnie patrzeli, ale tylko jedno spojrzenie biło we mnie piorunami i należało one do wykładowcy.
-Wyspała się, pani? – wycedził rozjuszony Harper.
-Przepraszam – mruknęłam zawstydzona.
Było mi tak bardzo wstyd, że przez moje problemy nie potrafiłam się skupić na studiach, które rozpoczęły się kilka dni temu. To było złe, że przez moje kłótnie z Zaynem chodziłam i funkcjonowałam jak zombie… to znaczy… tak, poświęcałam taką samą uwagę Darcey jak zawsze, ale byłam rozkojarzona i zauważał to każdy, a najbardziej Adam, Marisa czy nawet Danielle. Byłam pewna, że Zayn zdążył już ich poinformować, co między nami zaszło i jaka była tego przyczyna – nie mogło być inaczej, skoro cały czas przesiadywał u Matta lub u Liama. Boże… mam już dość, tej posranej sytuacji i naprawdę chciałabym się z nim pogodzić, ale ilekroć chcę wszystko naprostować, wszystko jeszcze bardziej się miesza i wychodzi z tego jeszcze większy ambaras.
-Wszystko z tobą w porządku? – zapytał Max, a ja pokiwałam przecząco głową. Naprawdę starałam się nie rozpłakać. –Jeśli chcesz… możesz mi powiedzieć. – Blondyn wzruszył niepewnie lewym barkiem, a ja zagryzłam dolną wargę.
-Ja po prostu nie potrafię znieść tego, że traktuje mnie jak bezbronną dziewczynę, którą musi bronić – westchnęłam. –Potrafię sama zatroszczyć się o siebie i Darcey, nie potrzebuję rycerza, a Zayn chce mnie cały czas bronić. Umiem…
-Mówisz jak Mia – prychnął z powagą Dawson.
-Opowiedz mi o niej – poprosiłam bez zastanowienia, na co dwudziestodwulatek smutno się uśmiechnął.
-Może nie tutaj – powiedział, a potem wstał, ponieważ Harper zakończył swój wykład. –Poczekam na ciebie po wykładach i pójdziemy na kawę. –Przytaknęłam, a potem również wyszłam z sali, po czym skierowałam się w stronę innego pomieszczenia, gdzie miałam jeszcze jeden wykład, na którym musiałam się skupić.
***
Max czekał na schodach i robił coś na telefonie, dlatego zaraz po zatrzymaniu się obok niego postukałam blondyna w ramię, tym samym zwracając jego uwagę na moją osobę. Mężczyzna bez słowa wstał i poszliśmy do pobliskiej kawiarni, gdzie zamówiwszy dwie kawy zajęliśmy stolik przy oknie.
-Co chcesz wiedzieć o Mii? – zapytał prosto z mostu, a ja poczułam, że na moje policzka wkrada się rumieniec spowodowany wstydem.
-Jaka była? – wypowiedziałam szeptem.
-Wspaniała. –Max wzruszył ramionami bez zastanowienia. –Śliczna, mądra i czasem naprawdę wredna, ale… kochałem ją, jakkolwiek niedorzecznie to brzmi. –Zmarszczyłam brwi.
-Czemu uważasz to za niedorzeczne?
-Zayn myśli, że ją zabiłem – mruknął pod nosem. – Tyle, że ja naprawdę próbowałem się wtedy zatrzymać, Ness – westchnął zmęczony. – Wiem, że nie jestem święty, ale próbowałem zatrzymać ten, cholerny motor… nie mogę sobie wybaczyć, że ją na to namówiłem. – Pokiwał głową na boki, a potem zaczął mieszać łyżeczką w szklance, mimo że nawet nie posłodził.
-Co się wtedy stało, Max? –Blondyn wzruszył ramionami.
-Zack grzebał przy hamulcach – wyznał, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz na dźwięk imienia tego psychopaty. – Byłem głupi myśląc, że mi odpuści… - Dawson kolejny raz pokiwał głową na boki, jakby chcąc wyrzucić z głowy obraz wspomnień tamtego wieczoru. – Mój kuzyn to istny maniak – prychnął pod nosem.
-Kuzyn?! –wypowiedziałam przerażona. – Zack Williams jest twoim kuzynem?!
-Dla mnie to też wstyd, Ness – powiedział ze spuszczoną głową. – Pożyczył mi hajs na remont motoru, a kiedy nie miałem mu z czego oddać, wściekł się, ale nie tak bardzo, kiedy jego dziewczyna mnie pocałowała. Miałem tylko szesnaście lat i cholernie się wtedy spiłem, a ta sucz wykorzystała okazję… Zayn też przez nią ma przesrane – zaśmiał się smutno.
-Mówisz o Evie? – Uniosłam pytająco lewą brew ku górze, a on przytaknął. – Ale…
-Zawsze była puszczalską szmatą, ale Zack tego nie zauważał. Ona się szmaciła, a on twierdził, że to wina tych gości, którzy ją zaliczyli… Sama proponowała niezobowiązujący seks, ale Zayn spodobał jej się od pierwszego wejrzenia… Można powiedzieć, że pierwszy raz ktoś tak bardzo zawrócił jej w głowie i nawet fakt, że nosi dziecko Zacka nie przeszkodził jej w kolejnej zdradzie. Myślała, że Zayn jest inny, ale…
-Ale, co? – zapytałam głodna informacji. Niezwykle pobudził moją ciekawość. – Proszę, mów dalej, Max.
-Przeliczyła się, zresztą mieliśmy rozmawiać o kimś innym, a nie o tej puszczalskiej suce… Wracając, Zayn kochał Mię i zawsze robił wszystko, żeby była bezpieczna, co niezmiernie ją wkurzało, tak jak ciebie teraz. – Wywróciłam oczami. – Po jej śmierci nie potrafił się pozbierać i chciał mnie zabić… wiesz, śmierć za śmierć. – Wyrzucił barki w powietrze. – Ja musiałem wyjechać, bo też nie potrafiłem się z tym pogodzić i… dalej nie mogę. Tak bardzo ją kocham… - Z całej siły przymrużył powieki i zacisnął dłonie na brzegu blatu.
                Musiałam coś zrobić. Musiałam w jakiś sposób wesprzeć Maxa, bo jego historia była naprawdę smutna i było mi go żal. Naprawdę kochał siostrę Zayna i obwiniał się za jej śmierć, dokładnie jak mój chłopak. Obaj mieli problem z pogodzeniem się z faktem, że śmierć Mii nie jest ich winą, a tego drania – Zacka, który tylko miesza w naszych życiach. Z całych sił pragnęłam teraz wpakować tego palanta do więzienia, a nawet do jakiegoś zakładu dla chorych umysłowo, bo to, co on odpierdziela przechodzi ludzkie pojęcie! Jak można być aż tak mściwym i pozbawionym wszelkich skrupułów oraz morali draniem?! Jak ten dupek może patrzeć w lustro wiedząc, że wyrządził tyle zła? To nie jest normalne, żeby wszystkie te zbrodnie uchodziły mu na sucho – powinien ponieść jakieś konsekwencje swoich czynów, bo te samowolne niszczenie cudzych żyć oraz spokoju jest totalnie porąbane. Zack to parszywy gnojek i dołożę wszelkich starań, żeby poniósł jakąś odpowiedzialność.
-Ness? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Dawsona, na którego uniosła wzrok.
-Huh? – mruknęłam.
-On to robi, bo boi się, że straci cię tak jak Mię. Zayn wie, że jeśli zabraknie mu jeszcze ciebie to jego życie straci sens to, dlatego cały czas chce cię pilnować i chronić przez Williamsem.
-Przecież ten frajer tylko tak mówi, nie zabije mnie – prychnęłam, ale sama nie wierzyłam w te słowa.
                Ja tylko chciałam trochę więcej wolności i zaufania. Nie to, że czuję się w związku z Zaynem jak w więzieniu lub w klatce, nie. Po prostu cały czas radziłam sobie sama i to ja troszczyłam się o siebie i Darcey – z małą pomocą Adama i moich rodziców, ale przeważnie zdawałam się wyłącznie na siebie – trudno mi teraz przywyknąć do tego, że ktoś traktuje mnie jak małą dziewczynkę. Boli mnie fakt, że Malik widzi we mnie kruchą, naiwną, niewinną i bezbronną, ponieważ wiem na ile mnie stać oraz jak dążyć do postawionych sobie celów. Chciałabym… chcę, żeby się o mnie troszczył, ale nie tak bardzo jak teraz – może mnie odbierać z tej uczelni, ale bez przesady, żeby za każdym razem, kiedy Zayn nie ma czasu zlecał swoim przyjaciołom sprawowanie nade mną opieki jak nad osobą objętą programem ochrony świadków! Nie potrzebuję niańki! Mam dwadzieścia lat, a nie pięć!
-Nie lekceważ go – ostrzegł mnie Max. – Będę się zbierał, muszę dokończyć jeden projekt. Trzymaj się, Ness i spróbuj go zrozumieć – powiedział na odchodne, a potem wyszedł zostawiając pieniądze za obie kawy. Dopiłam jeszcze swoją, a potem również opuściłam lokal, po czym wsiadłam do samochodu i pojechałam po Darcey, którą musiałam zawieść na zajęcia z gimnastyki.
-Mamusiu?
-Tak? – zapytałam zerkając w lusterko wsteczne, aby zobaczyć twarz mojej córeczki.
-A wiesz, że Jake chodzi treningi z piłki nożnej?
-Co w związku z tym? – mruknęłam unosząc lewą brew.
-Też chcę – powiedziała pewnie.
-Darcey, nie bierzesz sobie za dużo na głowę? – mruknęłam zmieniając bieg i dodając nieco więcej gazu. – Chodzisz do przedszkola, teraz gimnastyka i jeszcze piłka nożna?
-Mhm – wyznała pewna swojego.
-Będziesz zmęczona.
-Ale ja chcę. – Wywróciłam oczami.
-Zastanowię się. – Ucięłam temat, a potem zaparkowałam pod halą i zaprowadziłam czterolatkę do środka. – Przyjadę za dwie godziny – oznajmiłam, tak jak zawsze, po czym cmokając policzek szatynki wróciłam do samochodu, którym pojechałam w stronę domu Danielle i Liama.
Trasa zajęła mi jakieś piętnaście minut, ale żałuję, że nie dłużej, ponieważ wtedy może nie zastałabym u nich Zayna, z którym nie miałam ochoty ani odwagi do kolejnej potyczki słownej, dlatego nawet nie wysiadłam. W chwili, kiedy zobaczyłam te jego super auto, nawet nie opuściłam swojego samochodu, tylko wyjęłam komórkę z torebki i wykręciłam numer do Dani.
-Cześć, Ness – zaczęła radośnie. – Gdzie jesteś?
-Czekam pod twoim domem, więc proszę, pośpiesz się – mruknęłam lekko zirytowana.
-Może wejdziesz?
-Może lepiej nie, bo mój chłopak znowu będzie robił sceny.
-Ness… - mruknęła jakby zmęczona moją osobą. – Oboje jesteście zdrowo popieprzeni, ale powinniście się wreszcie dogadać, poza tym mam dość Malika spędzającego u mnie całe dnie.
-Och, a więc to u ciebie przesiaduje – westchnęłam szczerze zdziwiona.
Byłam pewna, że to z Mattem spędza te wszystkie dnie, ale z drugiej strony Anderson poświęca teraz multum swojego czasu Marisie, więc w sumie nie mam się czemu dziwić. Malikowi został jedynie Liam, ponieważ decydując się na spędzanie czasu z Mattem natknąłby się na Marisę, która pewnie nie szczędziłaby sobie obelg rzucanych w jego kierunku, a z kolei wybierając towarzystwo Ryana pewnie natrafiłby na podobną sytuację – swojego przyjaciela, który spędza czas z dziewczyną i nie mającym dla niego nawet sekundy wolnego czasu.
-To nie jest twoja sprawa, gdzie jestem. – Usłyszałam warknięcie w słuchawce, a głos należał do Zayna.  – Ja się nie martwię o ciebie, więc z łaski swojej ty nie martw się o mnie.
-Pieprz się – westchnęłam zmęczona. – Nie przenoś mnie wieczorem, kiedy śpię na kanapie.
-Będę robił, co zechcę.
-Ale nie ze mną, bo nie jestem zabawką! – wrzasnęłam uderzając sfrustrowana w kierownicę. –Nie jestem Mią i umiem dać sobie radę, poza tym czy jak kiedykolwiek wsiadłam z którymś z was do samochodu, kiedy się ścigaliście?! – Odpowiedziała mi cisza, więc postanowiłam kontynuować i dalej rozładowywać swoje rozgoryczenie. – Nigdy tego nie zrobiłam i nie zrobię, nawet jak będziesz prosił i nigdy nie wsiądę z tobą do samochodu na torze, rozumiesz?!
-Przestań się wydzierać – mruknął niby od niechcenia, ale wiedziałam, że moje słowa go zabolały.
Tamtego dnia był naprawdę podekscytowany, kiedy chciał mnie przewieść bolidem, ale przesadził, bo naprawdę się wystraszyłam, że przez te wszystkie wyścigi kiedyś go stracę, a tego bym nie zniosła. Mimo wszystko naprawdę kocham tego idiotę i nie wyobrażam sobie życia bez niego i tych wszystkich rzeczy, które dla mnie robi z miłości, mimo iż czasem strasznie mnie to denerwuje.
-Jesteś niesprawiedliwy – powiedziałam czując jak w oczach zbierają mi się łzy, które natychmiast starłam wierzchem dłoni.
-Nie płacz, Ness. – Zdołałam dosłyszeć zanim wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
Przeczesałam rękoma włosy i oparłam głowę o zagłówek, a dłonie zacisnęłam mocno na kierownicy. Regulowałam swój oddech, aby się uspokoić i z dumą muszę przyznać, że to naprawdę mi pomogło, ponieważ kiedy kilka minut później przyszła Danielle, byłam już sobą.
-To, co jedziemy? – zapytała rozsiadając się w fotelu pasażera, jako odpowiedź pokiwałam pionowo głową i uruchomiłam silnik, po czym obrałam kurs na centrum.
Jakiś czas temu Olson uparła się, żebyśmy zapisały się na zajęcia z jogi, dlatego razem Marisą na to przystałyśmy – niechętnie, ale jednak się zgodziłyśmy. Razem z nami dołączył też Matt, który chyba był jedynym facetem, ale radził sobie chyba lepiej od instruktorki, której często dogryzał, a ona z kolei wzięła go za geja, ponieważ przyszedł z trzema dziewczynami i rozmawiał o zakupach – kiepskie pierwsze wrażenie, ale Lena zmieniła zdanie, kiedy przyłapała go i Marisę na seksie w szatni. Tak czy inaczej chodzimy teraz we czwórkę i świetnie się bawimy spędzając czas razem, jak grupa przyjaciół, którą przecież jesteśmy.
Po zaparkowaniu koło auta Andersona, wysiadłyśmy i zabezpieczyłam swój samochód, a potem weszłyśmy do budynku, gdzie na recepcji przywitała nas Martha. Weszłyśmy do odpowiedniej sali, gdzie odnalazłyśmy naszych przyjaciół, z którymi od razu się przywitałyśmy.
Czekaliśmy wszyscy jakieś trzydzieści minut, ale instruktorki nigdzie nie było, a reszta grupy zaczęła się już denerwować, ale najbardziej wzburzony był chyba Matt, który oznajmił, że sam poprowadzi te daremne zajęcia, skoro ta suka nie traktuje tego poważnie. I zrobił to, poprowadził zajęcia. Kazał zabrać maty i mówił oraz pokazywał nam zupełnie nowe pozycje, których Lena nigdy nie pokazywała. Przez godzinę ćwiczyliśmy i nawet raz dostałam z dziewczynami upomnienie, bo Matt tak bardzo się wczuł w instruktora, że nasze rozmowy zaczęły go rozpraszać.
Po zajęciach rozjechaliśmy się w swoje strony – Matt z Marisą do McDonalds’ a, a ja z Dani po Darcey. Wszystko było naprawdę dobrze, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo ten dzień nie mógł być już gorszy, skoro zdążyłam pokłócić się z Zaynem przez telefon, ale jednak… Zaczynam podejrzewać, że ja naprawdę przyciągam kłopoty – nieświadomie, a może nawet i świadomie, ale przyciągam je jak magnez.
-Zadzwoń do Matta – poprosiłam przyjaciółkę, a sama wysiadłam z samochodu i wyjęłam córkę. Poszłam z drugiej strony, aby zobaczyć jak wygląda mój samochód po stłuczce. Cholera!
-Ten dupek nie odbiera, zadzwonię do Liama.
-Niech nie mówi nic Malikowi – powiedziałam, a ona przytaknęła, po czym wykręciła numer do swojego chłopaka.
-Cześć, kochanie – zaczęła niepewnie. -… Chodzi o to, że musisz przyjechać pod stację benzynową… W sumie to tak, bo jakiś baran w nas wjechał… Nie mów nic Zaynowi… Tak, Ness prosiła… Nie rób scen, tylko przyjeżdżaj… Mhm, kocham. – Po tych słowach się wyłączyła i rzuciła swoją komórkę na fotel pasażera.
Koleś, który w nas wjechał mógł mieć z czterdzieści lat, albo więcej – prawdopodobnie był starszy od mojego taty. Facet nic nie powiedział, tylko oglądał wgniecenie w swoim samochodzie – kretyn! Wjechał we mnie, a bardziej interesuje go to pieprzone auto!
Po niespełna dwudziestu minutach…
-Cholera, Danielle mówiłam, żeby Liam nic mu nie mówił – warknęłam wściekła na przyjaciółkę, kiedy zobaczyłam samochód mojego chłopaka.
-Przecież ja… - zaczęła, ale niedane było jej dokończyć, ponieważ Zayn szybko wyskoczył z auta i podszedł do tego gościa, po którym zaczął wrzeszczeć. Koleś nie pozostawał mu dłużny, ale zaprzestał, kiedy Malik przyparł go do maski i uderzył.
-Nic wam nie jest? – zapytał Liam z Luke’ m na rękach.
-Czego w zdaniu nie mów Malikowi nie rozumiesz? – warknęłam.
-Przewijałem Luke’ a, a było na głośniku – wyjaśnił. – Poza tym powinniście się wreszcie dogadać, będziecie mieli dzieci, a kłócicie się jak para gówniarzy.
-Zajmij się sobą – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Nie wtrącaj się do moich spraw, może Zayn ci się zwierza… nie wnikam w to, ale nie masz prawa mnie oceniać, jarzysz?!
-Jesteś popieprzona, Ness.
-Przynajmniej nie biorę udziału w jakiś pieprzonych wyścigach, przez które mogłam stracić życie! – odgryzłam się.
-Ale uciekasz od problemów – parsknął kpiącym śmiechem. – Zamiast powiedzieć Louisowi, że jesteś w ciąży, wolałaś uciec, a kiedy przyłapałaś Malika na całowaniu jego ex, też uciekłaś, bo jesteś tchórzem. Ja w porównaniu do ciebie potrafię stawić czoła problemom i nie uciekam jak mała przestraszona dziewczynka. O jejciu zdradził mnie chłopak! – Pomachał dłonią przed swoją twarzą. – Jestem w ciąży, dlatego nic mu nie powiem i ucieknę do Włoch, zostawię wszystkich bez wyjaśnienia!
-Wal się, tyle ci powiem – żachnęłam. – Gówno wiesz, a pierdolisz najwięcej!
-Wielka pokrzywdzona dziewczynka, która nie dostała tego, czego chciała. Lubisz bawić się facetami, prawda? – Zmarszczył noc i skinął na mnie głową.
-Kocham to – powiedziałam z przekąsem. – Kiedy moje kumpele wyrwały jakiegoś faceta, wszystkie musiałyśmy go zaliczyć. – Liam warknął na mnie, a ja poczułam satysfakcję. – Wy mieliście podobnie, prawda? – Zmarszczyłam brwi udając, że próbuję sobie coś przypomnieć, bo w rzeczywistości pamiętam wszystko. – Ile razy zdradziłeś Danielle, huh? Ile ich było? Ja pamiętam tylko Charlie, Jas, Taylor, Vicky, Nikki i Roxy, ale znając was było ich całe multum.
-Zamknij się, okay?!
-Bo mówię prawdę, czy może, dlatego że nie chcesz pojąć, że twoje zdrady, cholernie bolały moją przyjaciółkę?
-Nic nie wiesz…
-Wiem wszystko. Poznaliście się w szkole i jesteście ze sobą od trzynastego roku życia, a ty ją zdradzałeś. Powinieneś być wdzięczny Bogu, że masz tak wspaniałą dziewczynę, bo ja na jej miejscu już dawno rozwaliłabym ci tą zakłamaną mordę.
-Ness – przeciągnął moje imię Zayn.
-No, co, Ness?! Taka jest prawda i wiesz o tym. – Wskazałam na niego palcem. – Wy po prostu widzicie tylko problemy w nas, a w sobie nie. – Wzruszyłam barkami. – Nie masz bladego pojęcia ile razy Dani płakała przez tego gnojka. – Kiwnęłam głową w stronę Liama. – Ale przecież wy jesteście facetami, wam wolno wszystko!
-Uspokój się i nie rób scen, Ness – wycedził przez zaciśnięte zęby Payne. – Ludzi się gapią.
-Woah – westchnęłam pełna podziwu. – Zawieź mnie do domu Zayn – poprosiłam, a on jedynie przytaknął. Oboje skierowaliśmy się w stronę SSC Areo, dopiero teraz ustawiłam Darcey na ziemi, a ona wskoczyła na tylnie siedzenie, potem usiadłam na fotelu pasażera, a na końcu Zayn. Mężczyzna włączył silnik i jechał powoli bez słowa.
-Zayn, a mama zapisze mnie na piłkę nożną – pochwaliła się Darecy, a Malik spojrzał na mnie kątem oka.
-To naprawdę fajnie – powiedział z uśmiechem, a potem zmienił bieg. – Będziesz chodziła do grupy z Jake’ m czy z dziewczynami?
-Nie wiem, a jak lepiej?
-Zależy. Chłopcy mogę grać trochę bardziej brutalnie, ale dziewczyny… huh… one mogą być nieco bardziej wredne… Tak czy inaczej jestem pewien, że poradzisz sobie wszędzie, bo jesteś niezwykłą dziewczynką.
-Tak myślisz?
-Ja to wiem, Darcey.
Po kolejnych dziesięciu minutach ciszy byliśmy już na naszym osiedlu. Darcey zaraz po wyjściu z samochodu pobiegła do domu, a ja czekałam aż Zayn coś powie.
-Wrócę późno, nie czekaj na mnie – wyznał i chciał wsiąść do auta, ale zatrzymałam go.
-I, co, tylko tyle masz mi do powiedzenia? – prychnęłam pod nosem. – Żadnego: Powinnaś bardziej uważać? –Nic mi nie odpowiedział, tylko wsiadł do tego pieprzonego samochodu i pojechał.
Zmęczona i przede wszystkim zawiedziona weszłam na odpowiednie piętro, po czym stanęłam jak wryta. Co, do diabła ona tutaj robi i czemu Zayn mnie nie poinformował o tej wizycie, a najważniejsze, dlaczego ten dupek się ulotnił?! 
_______________________________________
#ERRORdrama
 Cóż, jak już wcześniej wspomniałam czas dramatów i kłótni o byle pierdoły. Wszystkich dopadła szara rzeczywistość i dotarło do nich, że bajkowe życie nie istnieje... 
No i jest moje Hello ♥ 
See ya!! ;**

niedziela, 3 stycznia 2016

XXXI. Locked Away




„Nie zapominaj, że życie jest krótkie. Zbyt krótkie, żeby otaczać się ludźmi, którzy będą nam je obrzydzać.”


Ness


Kończyłam właśnie sprzątać, kiedy przyszedł Ryan – odwiedzał mnie codziennie od trzech dni przynajmniej dwa razy w ciągu dnia.
Dziś jednak był jakiś nie swój. Nie chodzi oczywiście o jego smutną twarz, bo taką ma z natury, mimo ciągłych żartów – dziś smutek miał też w oczach…, a może to była złość, zawód i rozczarowanie? Sama nie jestem w stanie określić emocji, która była dominująca.
Zdążyłam poznać Ryana na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że coś jest nie tak, dlatego, kiedy zaproponował mi spacer zgodziłam się.
Szliśmy przez pewien czas w ciszy, która po pewnym czasie zaczęła mi naprawdę przeszkadzać. Czułam się dziwnie, bo już na pierwszy rzut oka widziałam, że Steward ma jakiś problem, ale to nie ja byłam osobą, której powinien się zwierzać – patrząc na to z mojej perspektywy, nawet się nie znaliśmy na tyle dobrze, żeby nazwać się kolegami. Po dosłownie czterech spotkaniach trwających po kilka godzin, w cholernie dużych odstępach czasu mogliśmy się określić jedynie mianem znajomych. Ryan był najlepszym przyjacielem mojego chłopaka i został poproszony o opiekę nade mną, z czego się wywiązywał, ponieważ Zayn musiał wyjechać tyle, że teraz to właśnie Malik powinien być tutaj i wspierać swojego kolegę.
-Ryan, wszystko w porządku? –odważyłam się wreszcie zapytać.
Jasnobrązowe oczy, znacznie wyższego ode mnie mężczyzny skupiły się na mojej osobie. Przez chwilę wyglądało to, jakby Ryan walczył sam ze sobą – wahał się czy może mi zaufać i zdradzić swoje utrapienia, czy może wstrzymać się jeszcze kilka godzin i poczekać, aż wróci Malik i to z nim odbyć tę ważną rozmowę – ale ostatecznie poprosił, żebyśmy usiedli na pobliskiej ławce. Kiedy już to zrobiliśmy, Steward oparł swoje łokcie o kolana i przeczesał swoje brązowe włosy, głośno wzdychając.
-Po prostu się pogubiłem, Ness i nie wiem, co robić – wyznał po cichu, jakby bał się, że zacznę się śmiać z jego nieszczęścia. –Straciłem rodzinę, na rzecz jakiegoś kangura, który zarabia kupę kasy. Zostałem sam, bo nie mogę wrócić do domu i znowu, dzień w dzień oglądać tego rozczarowania w oczach mojej matki, bo bądźmy szczerzy, jestem, cholernym nieudacznikiem.
-To nie prawda, Ryan – zapewniłam od razu i bez zająknięcia. –Jesteś naprawdę wartościowym facetem, który dokładnie, tak jak Zayn nie potrafi siebie docenić.
-Nie, Ness –prychnął pod nosem i pokręcił głową na boki w wyniku braku zgody z moją teorią. –Malik ma kogoś, kto go kocha; ma Natalie, która zawsze mu doradzi; Michaela, który nieco skurwysyńskiej natury zawsze jest gotowy mu pomóc, tak jak ja; ma Matta, Danielle i Liama, którzy pomogą mu w najgłupszym przedsięwzięciu; a ja nie mam, kurwa nic, bo jestem nieudacznikiem.
-Masz przyjaciół – wtrąciłam, chcąc za wszelką cenę przekonać tego dwudziestodwulatka do swoich racji. –Zayn zawsze ci pomoże, ja też, Natalie też zrobi wszystko, abyś był szczęśliwy. Nie możesz zakładać, że nikogo nie masz, Ryan. My, tak jak twoja mama zawsze będziemy cię wspierać i pomagać, bo jesteś dla nas ważny; jesteśmy i zawsze będziemy twoją rodziną – wypowiedziałam niczym regułkę. –Poza tym nawet, jeśli ten Australijczyk związał się z Chelsea to wcale nie oznacza, że zastąpi Jackowi ciebie. Zawsze możesz wystąpić do sądu, że chcesz spędzać z synem więcej czasu, jeśli chcesz to mogę ci z tym pomóc.
-To naprawdę miłe, Ness, ale tutaj nie chodzi o to, że spędzam mało czasu z Jackiem.
-Więc, o co?
-Nie chcę, żeby miał ojca nieudacznika – wywróciłam oczami.
Naprawdę Ryan tak to widzi? Chyba będę musiała wytoczyć ciężkie działa, żeby ten człowiek zmienił zdanie.
-Wspominał ci może Zayn, kto jest ojcem Darcey?
-Chodzi o Louisa? – przytaknęłam.
-Nie wiem, czy wiesz, ale pięć lat temu byłam w nim szaleńczo zakochana, a on okazał się być nieodpowiedzialnym idiotą. Wpadłam z nim, a na dodatek kilka dni po tym, jak dowiedziałam się o ciąży, on mnie zdradził. Wyjechałam i wróciłam rok temu, nie zamierzałam mu mówić o Darcey, bo wiedziałam, że wprowadzi to zbyt dużo zamieszania w jej życiu, a tego nie chciałam – westchnęłam, przeczesując włosy do tyłu. –Chodzi mi o to, Ryan, że Louis był naprawdę bezwzględny i ranił każdego dookoła. Groził, że zabierze mi Darcey, bo był okres, że byłam naprawdę złą matką; ale wiele razy skrzywdził też naszą córkę, bo kto, do diabła wmawia czteroletniemu dziecku, że jej kolega z przedszkola nigdy jej nie lubił?! –zawołałam zdenerwowana.
Wtedy potwornie się wściekłam na Tomlinsona. Pierwszy raz w życiu widziałam, żeby moja córeczka była tak bardzo rozchwiana emocjonalnie. Louis przyprowadził ją około siódmej, a kiedy wyszedł, Darcey wybuchła niekontrolowanym płaczem. Szlochała całą noc, ponieważ Gabe nigdy jej nie lubił i przyjaźnił się z nią tylko, dlatego że wychowawczyni oraz jego mama go do tego zmusiły. Nie potrafiłam jej uspokoić i nawet, to cholerne mleko z miodem nie pomogło. Moje dziecko cierpiało, a ja nie potrafiłam niczego zrobić, żeby Darcey odzyskała spokój ducha i beztroskę. Zasnęła dopiero o czwartej nad ranem, totalnie wyczerpana. Nie zwlekałam ani chwili, kiedy wyszłam z jej sypialni od razu chwyciłam za komórkę i zadzwoniłam to „ojca roku”, który odebrał dopiero za drugim podejściem.
-Czego chcesz o wpół do piątej rano, Nessie? – wychrypiał.
-Jesteś najbardziej okrutną osobą na całym, pieprzonym świecie, Louis – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-To ty do mnie dzwonisz o tej porze – odgryzł się.
Nawet o tak wczesnej godzinie potrafił być największym dupkiem w kosmosie.
-Wybacz, dopiero teraz twoja córka poszła spać.
-Byłbym ci wdzięczny, gdybyś była nieco bardziej rozsądną matką i kładła ją wcześniej.
-Byłabym ci wdzięczna, gdybyś był nieco bardziej empatyczny i okazał chociaż trochę serca, którego nie masz, bo przez twoje pieprzone uprzedzenia względem Gabe’ a, Darcey przepłakała całą noc zastanawiając się, czemu Gabe jej nie lubi! –wrzasnęłam rozjuszona. Byłam teraz miną, która w każdej chwili mogła wybuchnąć i zniszczyć obiekt, który ją aktywował. –Jesteś bezmyślnym draniem, ale myślałam, że chociaż dla własnego dziecka nim nie będziesz –pokiwałam głową z niedowierzania na boki.
Jak mogłam myśleć w ten sposób, skoro go znam? Nie wierzę, że miałam tą głupią nadzieję, że chociaż wobec Darcey okaże się dobry.
-Majaczysz, Nessie…
-Nie wiem jak to zrobisz Louis, ale masz jej wyjaśnić, że myliłeś się, co do Gabe’ a.
-Nie ma mowy, moja córka nie będzie spotykała się z takim debilem.
-To tylko dziecko, ty skurwielu! –wykrzyczałam, dając upust emocjom. –Jak możesz być takim draniem? Jak można, skrzywdzić własną córkę dla własnej przyjemności?! Żałuję, że się o niej dowiedziałeś; wolałabym dostać kulką w łeb od Stana, niż dopuścić, żebyś dowiedział się, że Darcey to twoje dziecko, rozumiesz?! Wolałabym zdechnąć i gryźć piach tylko po to, żeby Darcey żyła w przekonaniu, że jej ojciec był naprawdę dobrym człowiekiem, a nie skończoną łajzą! –wykrzyczałam i nie czekając na żadną reakcję ze strony Tomlinsona, rozłączyłam się.
-Do czego zmierzasz, Ness? –dopytywał Ryan, dokładnie mi się przyglądając.
-Chodzi mi o to, że Louis wtedy naprawdę namącił w głowie Darcey i potwornie ją skrzywdził, ale ona nigdy nie powiedziała na niego złego słowa. Darcey wie, że Louis wszystko, co zrobił, zrobił dla jej dobra. Jestem w stu procentach pewna, że z Jackiem będzie podobnie. Nigdy nie nazwie cię nieudacznikiem, ponieważ bardzo cię kocha – nagle poczułam jak dwudziestodwulatek przylega do mnie ciałem i mocno wtula się w moją szyję. Nie wiedząc jak się w tej sytuacji powinnam zachować, ostrożnie objęłam Ryana i odwzajemniłam gest przy okazji gładząc go współczująco po plecach.
Oddech młodego mężczyzny powoli się uspokajał, a on odzyskiwał spokój ducha, aż do chwili, kiedy nie usłyszał:
-No, ładnie, Ryan – prychnęła prześliczna szatynka, która trzymała małego Jacka za dłoń. –Znowu nowa cizia –dokończyła kobieta, a Steward niespokojnie drgnął. Po chwili jednak odsunął się ode mnie i pełen bólu, który jednak nie zniknął spojrzał na chłopca, który był do niego łudząco podobny. –Twój poziom męskości drastycznie wzrósł –dorzuciła z sarkazmem. –Nie sądziłam, że będziesz podwalał się do dziewczyny swojego najlepszego przyjaciela.
-Chels, błagam, nie dobijaj mnie –westchnął zmęczony, a ja doznałam szoku.
Jakim cudem ta piękna kobieta mogła być tą sztuczną Chelsea, którą poznałam podczas grilla u Ryana?! Po plastikowej Barbie nie zostało ani śladu, ponieważ ustąpiła je ślicznej, naturalnej szatynce o oliwkowej karnacji. Długie jasnobrązowe włosy były spięte w wysoki kucyk, a idealne ciało modelki uwydatniała luźna biała koszulka na szerokich ramiączkach z logiem SONO MAMA, wpuszczona w brudno różową spódniczkę do połowy ud oraz czarne szpilki. Chelsea była naprawdę piękna bez tej całej tapety.
-Ryan, mógłbyś się ograniczać, chociaż wtedy, kiedy Jack jest u ciebie – westchnęła, wyjmując z torebki dzwoniącą komórkę. Szatynka zerknęła na wyświetlacz, a potem odebrała mówiąc głośne i wyraźne: Odpieprz się, Mark.
-Ona mi tylko doradza – mruknął, jakby zawstydzony brunet, na co Chelsea zmarszczyła brwi.
-W czym? –zwróciła się tym razem w moim kierunku, widząc opłakany stan swojego byłego faceta.
-Ryan myśli, że stracił ciebie i Jacka na rzecz tego Australijczyka – brwi dwudziestodwulatki powoli się zmarszczyły, a wzrok przeniósł się na zdołowanego Stewarda.
-Nie zachowuj się jak baba – rzuciła niby obojętnie, ale wiedziałam, że ją poruszył ten widok. –Nigdy ci na mnie nie zależało, więc nie udawaj, Ryan. Zaliczyłeś mnie, tak jak planowałeś z Malikiem, dlatego nie licz na moje współczucie.
-Nie przyszło ci nigdy do głowy, że cię kocham? – wyznał wreszcie Steward wstając i podchodząc maksymalnie blisko matki swojego dziecka. –Na początku zależało mi tylko na seksie z tobą, ale kiedy powiedziałaś, że jesteś w ciąży byłem szczęśliwy.
-Zemdlałeś, kretynie! –zawołała przez śmiech, lekko go od siebie odpychając. –A potem zachowywałeś się jak fiut, skoro tak bardzo bałeś się dorosłego życia, mogłeś mi powiedzieć. Nie angażowałabym się i wyjechała z Kylem do Stanów, nie zwalałabym się na głowę tobie i twojej ma… -nie była w stanie dokończyć, ponieważ Ryan zachłannie wpił się w jej usta.
-Ostatnia szansa, Chels – wysapał, kiedy się oderwali. –Będę najlepszym facetem na świecie, słowo – wyszeptał patrząc prosto w oczy Chelsea.
-Jeśli jeszcze raz odwalisz mi taki numer, to mój brat cię wykastruje – wyznała szczerze.
-Tata nie odwali znowu – Jack wypiął hardo swoją klatkę piersiową stając obok Ryana, który zadowolony zmierzwił mu włosy.  
Wyglądali na szczęśliwych, mimo wszystkich problemów, jakie mieli… problemów, o których zdążył mi powiedzieć Ryan. Mogłabym tak stać i się im przyglądać, gdyby nie fakt, że ktoś złapał mnie za nadgarstek i brutalnie do siebie odwrócił. Zamarłam.
-Co tu robisz? –zapytałam próbując zachować zimną krew, ale było to cholernie trudne, ponieważ przede mną stał sprawca całego zamieszania; koszmar moich kilku miesięcy; cholerny król piekła –Zack Pieprzony Williams.
-A jak myślisz, Blondyneczko? –wycedził wściekły przez zaciśnięte zęby, na co Dingo zawarczał. –Twój chłoptaś popełnił, kurewsko duży błąd zgłaszając na policję sprawę o nękanie – pokiwał głową z politowaniem na boki, ale widziałam to tylko przez moment, bo potem Ryan zasłonił mnie swoim ciałem.
-Spieprzaj stąd, Williams – warknął Steward.
-Czy ten dzieciak myśli, że jego daremny kumpel mnie powstrzyma? –rzucił z niedowierzaniem w moją stronę.
-Czego ty od nas chcesz?! To już przestało być zabawne, Zack! Jak można być aż takim psychopatą, huh?! –nie wytrzymałam. Wyszłam przed bruneta i najzwyczajniej w świecie pchnęłam tego drania. –Czemu nie potrafisz pojąć, że to nie wina Zayna, że ta cała Evie wskoczyła mu do łóżka?! Czemu, do diabła chcesz go ukarać za zdzirowatą naturę twojej byłej?! –wrzeszczałam kierowana wściekłością.
Już same wysłuchiwanie o Zacku przyprawiało mnie o ból głowy, a co tu dopiero mówić o oglądaniu jego obleśniej mordy! Mogłabym go teraz spoliczkować… i zrobiłam to. Zrobiłam to kilka razy, chcąc wyładować swoje roztargnienie. I będąc szczerą, muszę przyznać, że robiłabym to dalej, gdyby ten kretyn nie złapał moich nadgarstków.
-Uspokój się, Blondyneczko, bo coś może się stać waszym Fasolkom – uśmiechnął się chytrze, a ja… tak zwyczajnie go oplułam. Namemlałam śliny w ustach i naplułam mu w oczy. –Przekaż Malikowi, że to jeszcze nie koniec –warknął, a potem odszedł.
-Nie powinnaś była tego robić – wytknął mi od razu Ryan. –Zwłasza, że jesteś w ciąży.
-Po prostu mam już go dość – westchnęłam, po czym opuściłam bezwładnie ręce, którymi nieświadomie obejmowałam swój brzuch. –Zabił Louisa. Nęka mnie i Zayna… Ryan ja mam już dość ciągłych obaw, że pewnego dnia wszystkie te groźby się spełnią – pokiwałam głową na boki z przerażenia. –Nie zniosę myśli, że ten bydlak może skrzywdzić moją córkę lub Zayna, rozumiesz?! Nie zniosę! –dwudziestodwulatek nic nie odpowiedział tylko zgarnął mnie w ramiona i przytulił, zapewniając, że wszystko ułoży się dobrze, a Zayn nie dopuści, żeby zarówno mi jak i Darcey stała się krzywda.
-Rozumiem, ale to i tak było bezmyślne – wywróciłam oczami.
-Pójdę już – powiedziałam, po czym ruszyłam w stronę domu rodziców, gdzie miałam odebrać Darcey z racji tego, że Adaś zabrał ją do kina na jakąś bajkę.
Szłam z psem mojej córki, a po piętnastu minutach byłam na miejscu. W domu był tylko tata, który oglądał jakiś program o ciężarówkach, a to było naprawdę rzadkim widokiem. Przeważnie George jest pochłonięty pracą i nie ma czasu na taki odpoczynek, dlatego tak bardzo się ucieszyłam, kiedy go zastałam. Szybko zdjęłam buty i spuściłam Dingo ze smyczy, po czym zajęłam miejsce obok taty, który lekko zdziwiony, ale się uśmiechnął na mój widok.
-Jak tam Nessiu? –zapytał gładząc moje włosy, jak miał to w zwyczaju, gdy byłam młodsza.
-Powoli, ale leci –zachichotałam pod nosem. –Zagramy? –zagaiłam, wskazując na XBOXa mojego brata.
-Jestem już chyba na to za stary, słońce – wywróciłam oczami.
-Proszę- mruknęłam z wydętą wargą. –Nie pamiętam, kiedy ostatnio graliśmy razem w FIFĘ.
-Niech będzie – zadowolona wstałam i wszystko włączyłam, a potem z dwoma padami wróciłam na sofę i podałam jeden dżojstik tacie.
Szybko wybraliśmy drużyny  - tata był Barceloną, a ja Chelsea. Może to głupie, ale kibicuję im – nie jestem jakąś super fanką i nie oglądam wszystkich meczy, ale jeśli już leci mecz, a ja mam czas i chęci to oglądam. Gra była naprawdę zacięta, a wynik był równy zero do zera. Już nie potrafiłam wymyśleć sposobu, żeby strzelić chociaż jedną bramkę i odnieść zwycięstwo, kiedy przypałętał się mój brat i mnie rozproszył, przez co przegrałam.
-Jesteś taka słaba – rzucił z rozbawieniem. –Nie potrafisz skopać tyłka naszemu staruszkowi w marnej grze.
-Skopałabym ciebie, bo zawsze byłeś cienki nie tylko w prawdziwym sporcie, ale też w grach playstation – odgryzłam się.
-Dostałabyś wciry, gdybyś ze mną grała. Płakałabyś jak małe dziecko.
-Mamusia by cię ograła – stwierdziła Darcey, na co się zaśmiałam.
Dziewczynka wspięła się na moje kolana, po czym mocno przytuliła się do moich piersi, dlatego odwzajemniłam ten gest.
-Jak było w kinie? –zapytał mój tata.
-Adaś płakał – wyznała bez zająknięcia, a ja wybuchłam śmiechem, którego nie potrafiłam kontrolować.
-To nie jest śmieszne, Ness – warknął. –To było koszmarne…
-Ale ten piesek tylko się przewrócił i to było śmieszne, tylko ty płakałeś – teraz to już płakałam ze śmiechu.
-Ale z ciebie idiota! –zawołałam, a w śmiechu poparł mnie George. –Kto płacze na bajce?!
-Nie powiem, kto wył na Strażnikach Marzeń, Ness – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Płakałam, bo historia Jacka Mroza była naprawdę wzruszająca, ale nie płaczę, kiedy jakiś pies przewróci się na pyszczek, bo to jest urocze – wyjaśniłam.
-Jesteś kopnięta –podsumował szatyn.
-I vice versa –zakończyłam.
Potem graliśmy jeszcze raz w FIFĘ, ale tym razem grałam przeciwko mojemu bratu, którego zniszczyłam wygrywając dziesięć do zera – Adam to ofiara. Urodził się pod ciemną gwiazdą i na dodatek w Pradze, kiedy to mama z tatą pojechali zobaczyć jak idą prace budowlane jednego z hotelu, którego budowę zlecono firmie taty. Mam teorię, że mama go upuściła, ale nie wymawiam tego w jej obecności, ale tata jest tego samego zdania. Podsumowując – Adam to pajac.
Nagle drzwi się otworzyły, a wszedł przez nie mój chłopak, który od razu przywitał mnie pełnym uczuć pocałunkiem, a potem przybił sztamę z moim tatą i bratem, natomiast Darcey zmierzwił włosy.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę u moich rodziców, ale tylko, dlatego że przyszła Clary, która korzystając z okazji przedstawiła nam pomysł na urządzenie naszego domu, który już był prawie gotowy – podobno został tylko jeszcze jeden poziom i dach.
-A, co będzie na dole? –zapytałam widząc cholernie dużą przestrzeń, która nie została zapełniona żadnymi malunkami.
-Garaż –odpowiedziała bez zająknięcia, a ja z szeroko otwartymi oczami spojrzałam na Malika.
-Przecież muszę gdzieś trzymać samochody –mruknął nieco zażenowany. –Scott kazał mi je zabrać, a Matt już nie ma pomysłów, żeby go dalej zbywać.
-Ale to jest ogromne, a ty masz cztery samochody.
-Pięć i jeden twój – poprawił.
-Kupiłeś sobie auto? –młody mężczyzna wzruszył jedynie barkami. –Woah, a ja myślałam, że nie lubisz japońskich samochodów.
-Bo to jest w sumie stary dodge charger z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego – zmarszczyłam brwi. –Potrzebny mi silnik, a nie mogłem znaleźć, więc kupiłem całe auto –pokiwałam głową z niedowierzaniem na boki. –Wyluzuj, mała – cmoknął mnie w policzek. –Wygrałem w Japonii – pochwalił się, a ja nie mogłam już hamować uśmiechu, który cisnął mi się na usta.
-Szczęście nowicjusza.
-Ranisz mnie, kochanie – położył dłoń na sercu i udawał jak bardzo moje słowa go poruszyły.
-Wracajmy do domu – poprosiłam, a on przystał na moją prośbę.
Razem z Darcey i naszym psem wsiedliśmy do tego całego super samochodu, który ostatnio miałam okazję prowadzić, a po jakiś piętnastu minutach byliśmy w domu i wtedy dopiero się zaczęło. Wielka awantura!
-Po prostu nie ogarniam, dlaczego zaczęłaś się stawiać! –wrzasnął wściekły Zayn, dlatego wywróciłam oczami.
-Ja tylko go oplułam! –zaczęłam się bronić. –Groził mi, więc miałam stać i mówić: Powiedz mi więcej, Zack – kontynuowałam bardziej flirciarskim tonem. –W jaki sposób znowu chcesz się zemścić na moim chłopaku? Jestem głodna informacji, więc zaspokój moją ciekawość?! Czy ty jesteś poważny, Zayn?!    
-Przynajmniej myślę racjonalnie!
-Och, proszę! –pisnęłam, ciągnąc za moje włosy. –Myślisz racjonalnie?! –przytaknął. –Ja przynajmniej nie brałam udziału w jakimś wyścigu śmierci, ani nie napadłam na konwój wojskowy w Rosji!
-Zrobiłem to dla ciebie, idiotko!
-Nie musiałeś! –zapadła między nami krępująca cisza, a do mnie dotarł sens słów, jakie wypowiedziałam w gniewie.
-Ale chciałem i wiesz, dlaczego –powiedział na odchodne, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Jestem idiotką, przecież wiem, że zrobił to dla mnie. Zasłoniłam twarz dłońmi, a potem osunęłam się plecami po ścianie, aby ostatecznie usiąść z kolanami podwiniętymi pod piersi i płakać jak małe dziecko.
-Mamusiu? –przeniosłam zamglony wzrok na rozmazaną postać czterolatki, która nade mną stała.- Czemu płaczesz?
-Nic mi nie jest, Darcey – powiedziałam, pociągając nosem, a potem wstając i przecierając oczy.
-Gdzie poszedł Zayn?
-On… musiał się przewietrzyć. Co chcesz na kolację?
-Frytki i nuggetsy – przytaknęłam na znak zrozumienia.
-Okay, w takim razie biegnij się pobawić, a ja się wszystkim zajmę, dobra?
-Okay – z uśmiechem pobiegła do swojego pokoju, a ja tak jak obiecałam tak zrobiłam.
Godzinę później obie zjadłyśmy kolację. Po posiłku powkładałam wszystko do zlewu, a potem poszłam wykąpać Darcey, żebyśmy kilka minut później usiadły przed telewizorem i oglądały Madagaskar 3. Moja córka szybko zasnęła, a ja z nią przytuloną do moich piersi obejrzałam jeszcze dwa filmy. Zabierałam się za trzeci, ale wtedy drzwi się otworzyły, a wszedł przez nie Zayn. Bez słowa na mnie spojrzał, a później zabrał Darcey, którą zaniósł do jej pokoju. Korzystając z okazji poszłam do kuchni, żeby pozmywać, bo w pewnym sensie to mnie uspokajało, mimo że bardzo tego nie lubiłam.
Na zegarze ściennym była już godzina druga nad ranem, kiedy skończyłam, dlatego wróciłam do salonu, gdzie z jednej z szafek wyjęłam koc i poduszkę. Ułożyłam się na kanapie i powoli zasnęłam. 
_____________________________________
Noo, więc kiedyś musiało to nastąpić i właśnie nastąpiło - pierwsza poważna kłótnia Zayna i Ness... 
Cóż ciche dni pora zacząć... 
Teraz będzie trochę smutno, ale powoli zbliżamy się już do końca - myślę, że jeszcze jakieś pięć w porywach sześć rozdziałów i epilog, a potem zapraszam na 
gdzie jest już rozdział!!
Noo i oczywiście musiałam użyć mojej piosenki Locked Away ♥ 
Dziękuję wam niezmiernie za komentarze, zwłaszcza tym osobą, które robią to zawsze pod każdym rozdziałem to dla mnie naprawdę wiele znaczy. Cieszę się, że komuś wgl podobają się te moje wypociny, bo gdyby nie wy to wcale bym tego nie publikowała. Pewnie siedziałabym przed laptopem i zapisywała wszystko i nigdy nie miałabym odwagi na jakąkolwiek publikację. Cieszę się, że was mam. 
To tyle na dziś, see ya!! ;**