„Brakuje mi tych rozmów, brakuje mi naszego głupiego gadania, brakuje
mi Ciebie. Rozumiesz?”
Ness
Minęło półtorej tygodnia od tej
pseudo kłótni z Zaynem. Nie zamieniliśmy od tamtej pory słowa, w ogóle rzadko
się widujemy… to znaczy, tak mieszkamy razem, ale mijamy się. On wychodzi
wcześnie rano zanim jeszcze wstanę, a wraca, kiedy ja już śpię i przenosi mnie
do sypialni.
Nie chcę tego. Nie chcę, żeby
troszczył się o mnie jak o małe dziecko, które nie potrafi sobie same poradzić.
Boli mnie jego świadomość, że sama nie jestem sobie w stanie poradzić i nawet
zaczynam sobie to powoli uświadamiać. Zrobił ze mnie osobę, którą nigdy nie
byłam. Zayn wykreował sobie o mnie nieprawdziwe wyobrażenia i próbuje mnie
zmieniać, a ja się buntuję – potem wynikają z tego kłótnie. Najgorsze w tym
wszystkim jest to, że przez Zayna zaczynam stawać się tą biedną Ness, która
potrzebuje takiej osoby; która potrzebuje rycerza w zbroi i na białym koniu,
aby uratował ją z wieży. Naprawdę nie zniosę więcej tego, że człowiek, którego
kocham nad życie ma mnie za słabą. Powinien we mnie wierzyć. Powinien być
dumny, że postawiłam się Zackowi. Powinien powiedzieć to, co wtedy, kiedy
postawiłam się Stanowi. Zayn powinien wyznać, że taką właśnie mnie lubi –
bezwzględną, powinien zareagować, tak jak po naszym pierwszym seksie. Powinien
powiedzieć, że taka mu się podobam, ale nie zrobił tego. Wolał mnie zwyzywać od
idiotek…
-Ness, obudź się - powiedział
ktoś szeptem, lekko mną potrząsając, dlatego niechętnie uniosłam powieki.
Wszyscy na mnie patrzeli, ale tylko jedno spojrzenie biło we mnie piorunami i
należało one do wykładowcy.
-Wyspała się, pani? – wycedził
rozjuszony Harper.
-Przepraszam – mruknęłam
zawstydzona.
Było mi tak bardzo wstyd, że
przez moje problemy nie potrafiłam się skupić na studiach, które rozpoczęły się
kilka dni temu. To było złe, że przez moje kłótnie z Zaynem chodziłam i
funkcjonowałam jak zombie… to znaczy… tak, poświęcałam taką samą uwagę Darcey
jak zawsze, ale byłam rozkojarzona i zauważał to każdy, a najbardziej Adam,
Marisa czy nawet Danielle. Byłam pewna, że Zayn zdążył już ich poinformować, co
między nami zaszło i jaka była tego przyczyna – nie mogło być inaczej, skoro
cały czas przesiadywał u Matta lub u Liama. Boże… mam już dość, tej posranej
sytuacji i naprawdę chciałabym się z nim pogodzić, ale ilekroć chcę wszystko
naprostować, wszystko jeszcze bardziej się miesza i wychodzi z tego jeszcze
większy ambaras.
-Wszystko z tobą w porządku? –
zapytał Max, a ja pokiwałam przecząco głową. Naprawdę starałam się nie
rozpłakać. –Jeśli chcesz… możesz mi powiedzieć. – Blondyn wzruszył niepewnie
lewym barkiem, a ja zagryzłam dolną wargę.
-Ja po prostu nie potrafię znieść
tego, że traktuje mnie jak bezbronną dziewczynę, którą musi bronić –
westchnęłam. –Potrafię sama zatroszczyć się o siebie i Darcey, nie potrzebuję
rycerza, a Zayn chce mnie cały czas bronić. Umiem…
-Mówisz jak Mia – prychnął z
powagą Dawson.
-Opowiedz mi o niej – poprosiłam
bez zastanowienia, na co dwudziestodwulatek smutno się uśmiechnął.
-Może nie tutaj – powiedział, a
potem wstał, ponieważ Harper zakończył swój wykład. –Poczekam na ciebie po
wykładach i pójdziemy na kawę. –Przytaknęłam, a potem również wyszłam z sali,
po czym skierowałam się w stronę innego pomieszczenia, gdzie miałam jeszcze
jeden wykład, na którym musiałam się skupić.
***
Max czekał na
schodach i robił coś na telefonie, dlatego zaraz po zatrzymaniu się obok niego
postukałam blondyna w ramię, tym samym zwracając jego uwagę na moją osobę.
Mężczyzna bez słowa wstał i poszliśmy do pobliskiej kawiarni, gdzie zamówiwszy
dwie kawy zajęliśmy stolik przy oknie.
-Co chcesz
wiedzieć o Mii? – zapytał prosto z mostu, a ja poczułam, że na moje policzka
wkrada się rumieniec spowodowany wstydem.
-Jaka była? –
wypowiedziałam szeptem.
-Wspaniała.
–Max wzruszył ramionami bez zastanowienia. –Śliczna, mądra i czasem naprawdę
wredna, ale… kochałem ją, jakkolwiek niedorzecznie to brzmi. –Zmarszczyłam
brwi.
-Czemu uważasz
to za niedorzeczne?
-Zayn myśli, że
ją zabiłem – mruknął pod nosem. – Tyle, że ja naprawdę próbowałem się wtedy
zatrzymać, Ness – westchnął zmęczony. – Wiem, że nie jestem święty, ale
próbowałem zatrzymać ten, cholerny motor… nie mogę sobie wybaczyć, że ją na to
namówiłem. – Pokiwał głową na boki, a potem zaczął mieszać łyżeczką w szklance,
mimo że nawet nie posłodził.
-Co się wtedy
stało, Max? –Blondyn wzruszył ramionami.
-Zack grzebał
przy hamulcach – wyznał, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz na dźwięk
imienia tego psychopaty. – Byłem głupi myśląc, że mi odpuści… - Dawson kolejny
raz pokiwał głową na boki, jakby chcąc wyrzucić z głowy obraz wspomnień tamtego
wieczoru. – Mój kuzyn to istny maniak – prychnął pod nosem.
-Kuzyn?!
–wypowiedziałam przerażona. – Zack Williams jest twoim kuzynem?!
-Dla mnie to
też wstyd, Ness – powiedział ze spuszczoną głową. – Pożyczył mi hajs na remont
motoru, a kiedy nie miałem mu z czego oddać, wściekł się, ale nie tak bardzo,
kiedy jego dziewczyna mnie pocałowała. Miałem tylko szesnaście lat i cholernie
się wtedy spiłem, a ta sucz wykorzystała okazję… Zayn też przez nią ma
przesrane – zaśmiał się smutno.
-Mówisz o Evie?
– Uniosłam pytająco lewą brew ku górze, a on przytaknął. – Ale…
-Zawsze była
puszczalską szmatą, ale Zack tego nie zauważał. Ona się szmaciła, a on
twierdził, że to wina tych gości, którzy ją zaliczyli… Sama proponowała
niezobowiązujący seks, ale Zayn spodobał jej się od pierwszego wejrzenia… Można
powiedzieć, że pierwszy raz ktoś tak bardzo zawrócił jej w głowie i nawet fakt,
że nosi dziecko Zacka nie przeszkodził jej w kolejnej zdradzie. Myślała, że
Zayn jest inny, ale…
-Ale, co? –
zapytałam głodna informacji. Niezwykle pobudził moją ciekawość. – Proszę, mów
dalej, Max.
-Przeliczyła
się, zresztą mieliśmy rozmawiać o kimś innym, a nie o tej puszczalskiej suce…
Wracając, Zayn kochał Mię i zawsze robił wszystko, żeby była bezpieczna, co
niezmiernie ją wkurzało, tak jak ciebie teraz. – Wywróciłam oczami. – Po jej
śmierci nie potrafił się pozbierać i chciał mnie zabić… wiesz, śmierć za
śmierć. – Wyrzucił barki w powietrze. – Ja musiałem wyjechać, bo też nie
potrafiłem się z tym pogodzić i… dalej nie mogę. Tak bardzo ją kocham… - Z
całej siły przymrużył powieki i zacisnął dłonie na brzegu blatu.
Musiałam
coś zrobić. Musiałam w jakiś sposób wesprzeć Maxa, bo jego historia była
naprawdę smutna i było mi go żal. Naprawdę kochał siostrę Zayna i obwiniał się
za jej śmierć, dokładnie jak mój chłopak. Obaj mieli problem z pogodzeniem się
z faktem, że śmierć Mii nie jest ich winą, a tego drania – Zacka, który tylko
miesza w naszych życiach. Z całych sił pragnęłam teraz wpakować tego palanta do
więzienia, a nawet do jakiegoś zakładu dla chorych umysłowo, bo to, co on
odpierdziela przechodzi ludzkie pojęcie! Jak można być aż tak mściwym i
pozbawionym wszelkich skrupułów oraz morali draniem?! Jak ten dupek może
patrzeć w lustro wiedząc, że wyrządził tyle zła? To nie jest normalne, żeby
wszystkie te zbrodnie uchodziły mu na sucho – powinien ponieść jakieś
konsekwencje swoich czynów, bo te samowolne niszczenie cudzych żyć oraz spokoju
jest totalnie porąbane. Zack to parszywy gnojek i dołożę wszelkich starań, żeby
poniósł jakąś odpowiedzialność.
-Ness? – Z
zamyślenia wyrwał mnie głos Dawsona, na którego uniosła wzrok.
-Huh? –
mruknęłam.
-On to robi, bo
boi się, że straci cię tak jak Mię. Zayn wie, że jeśli zabraknie mu jeszcze
ciebie to jego życie straci sens to, dlatego cały czas chce cię pilnować i
chronić przez Williamsem.
-Przecież ten
frajer tylko tak mówi, nie zabije mnie – prychnęłam, ale sama nie wierzyłam w
te słowa.
Ja
tylko chciałam trochę więcej wolności i zaufania. Nie to, że czuję się w
związku z Zaynem jak w więzieniu lub w klatce, nie. Po prostu cały czas
radziłam sobie sama i to ja troszczyłam się o siebie i Darcey – z małą pomocą
Adama i moich rodziców, ale przeważnie zdawałam się wyłącznie na siebie –
trudno mi teraz przywyknąć do tego, że ktoś traktuje mnie jak małą dziewczynkę.
Boli mnie fakt, że Malik widzi we mnie kruchą, naiwną, niewinną i bezbronną,
ponieważ wiem na ile mnie stać oraz jak dążyć do postawionych sobie celów.
Chciałabym… chcę, żeby się o mnie troszczył, ale nie tak bardzo jak teraz –
może mnie odbierać z tej uczelni, ale bez przesady, żeby za każdym razem, kiedy
Zayn nie ma czasu zlecał swoim przyjaciołom sprawowanie nade mną opieki jak nad
osobą objętą programem ochrony świadków! Nie potrzebuję niańki! Mam dwadzieścia
lat, a nie pięć!
-Nie lekceważ
go – ostrzegł mnie Max. – Będę się zbierał, muszę dokończyć jeden projekt.
Trzymaj się, Ness i spróbuj go zrozumieć – powiedział na odchodne, a potem
wyszedł zostawiając pieniądze za obie kawy. Dopiłam jeszcze swoją, a potem
również opuściłam lokal, po czym wsiadłam do samochodu i pojechałam po Darcey,
którą musiałam zawieść na zajęcia z gimnastyki.
-Mamusiu?
-Tak? –
zapytałam zerkając w lusterko wsteczne, aby zobaczyć twarz mojej córeczki.
-A wiesz, że
Jake chodzi treningi z piłki nożnej?
-Co w związku z
tym? – mruknęłam unosząc lewą brew.
-Też chcę –
powiedziała pewnie.
-Darcey, nie
bierzesz sobie za dużo na głowę? – mruknęłam zmieniając bieg i dodając nieco
więcej gazu. – Chodzisz do przedszkola, teraz gimnastyka i jeszcze piłka nożna?
-Mhm – wyznała
pewna swojego.
-Będziesz
zmęczona.
-Ale ja chcę. –
Wywróciłam oczami.
-Zastanowię
się. – Ucięłam temat, a potem zaparkowałam pod halą i zaprowadziłam czterolatkę
do środka. – Przyjadę za dwie godziny – oznajmiłam, tak jak zawsze, po czym
cmokając policzek szatynki wróciłam do samochodu, którym pojechałam w stronę
domu Danielle i Liama.
Trasa zajęła mi
jakieś piętnaście minut, ale żałuję, że nie dłużej, ponieważ wtedy może nie
zastałabym u nich Zayna, z którym nie miałam ochoty ani odwagi do kolejnej
potyczki słownej, dlatego nawet nie wysiadłam. W chwili, kiedy zobaczyłam te
jego super auto, nawet nie opuściłam swojego samochodu, tylko wyjęłam komórkę z
torebki i wykręciłam numer do Dani.
-Cześć, Ness –
zaczęła radośnie. – Gdzie jesteś?
-Czekam pod
twoim domem, więc proszę, pośpiesz się – mruknęłam lekko zirytowana.
-Może
wejdziesz?
-Może lepiej
nie, bo mój chłopak znowu będzie robił sceny.
-Ness… -
mruknęła jakby zmęczona moją osobą. – Oboje jesteście zdrowo popieprzeni, ale
powinniście się wreszcie dogadać, poza tym mam dość Malika spędzającego u mnie
całe dnie.
-Och, a więc to
u ciebie przesiaduje – westchnęłam szczerze zdziwiona.
Byłam pewna, że
to z Mattem spędza te wszystkie dnie, ale z drugiej strony Anderson poświęca
teraz multum swojego czasu Marisie, więc w sumie nie mam się czemu dziwić.
Malikowi został jedynie Liam, ponieważ decydując się na spędzanie czasu z
Mattem natknąłby się na Marisę, która pewnie nie szczędziłaby sobie obelg
rzucanych w jego kierunku, a z kolei wybierając towarzystwo Ryana pewnie
natrafiłby na podobną sytuację – swojego przyjaciela, który spędza czas z
dziewczyną i nie mającym dla niego nawet sekundy wolnego czasu.
-To nie jest
twoja sprawa, gdzie jestem. – Usłyszałam warknięcie w słuchawce, a głos należał
do Zayna. – Ja się nie martwię o ciebie,
więc z łaski swojej ty nie martw się o mnie.
-Pieprz się –
westchnęłam zmęczona. – Nie przenoś mnie wieczorem, kiedy śpię na kanapie.
-Będę robił, co
zechcę.
-Ale nie ze
mną, bo nie jestem zabawką! – wrzasnęłam uderzając sfrustrowana w kierownicę.
–Nie jestem Mią i umiem dać sobie radę, poza tym czy jak kiedykolwiek wsiadłam
z którymś z was do samochodu, kiedy się ścigaliście?! – Odpowiedziała mi cisza,
więc postanowiłam kontynuować i dalej rozładowywać swoje rozgoryczenie. – Nigdy
tego nie zrobiłam i nie zrobię, nawet jak będziesz prosił i nigdy nie wsiądę z
tobą do samochodu na torze, rozumiesz?!
-Przestań się
wydzierać – mruknął niby od niechcenia, ale wiedziałam, że moje słowa go
zabolały.
Tamtego dnia
był naprawdę podekscytowany, kiedy chciał mnie przewieść bolidem, ale
przesadził, bo naprawdę się wystraszyłam, że przez te wszystkie wyścigi kiedyś
go stracę, a tego bym nie zniosła. Mimo wszystko naprawdę kocham tego idiotę i
nie wyobrażam sobie życia bez niego i tych wszystkich rzeczy, które dla mnie robi
z miłości, mimo iż czasem strasznie mnie to denerwuje.
-Jesteś
niesprawiedliwy – powiedziałam czując jak w oczach zbierają mi się łzy, które
natychmiast starłam wierzchem dłoni.
-Nie płacz,
Ness. – Zdołałam dosłyszeć zanim wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
Przeczesałam
rękoma włosy i oparłam głowę o zagłówek, a dłonie zacisnęłam mocno na
kierownicy. Regulowałam swój oddech, aby się uspokoić i z dumą muszę przyznać,
że to naprawdę mi pomogło, ponieważ kiedy kilka minut później przyszła
Danielle, byłam już sobą.
-To, co
jedziemy? – zapytała rozsiadając się w fotelu pasażera, jako odpowiedź
pokiwałam pionowo głową i uruchomiłam silnik, po czym obrałam kurs na centrum.
Jakiś czas temu
Olson uparła się, żebyśmy zapisały się na zajęcia z jogi, dlatego razem Marisą
na to przystałyśmy – niechętnie, ale jednak się zgodziłyśmy. Razem z nami
dołączył też Matt, który chyba był jedynym facetem, ale radził sobie chyba
lepiej od instruktorki, której często dogryzał, a ona z kolei wzięła go za
geja, ponieważ przyszedł z trzema dziewczynami i rozmawiał o zakupach –
kiepskie pierwsze wrażenie, ale Lena zmieniła zdanie, kiedy przyłapała go i
Marisę na seksie w szatni. Tak czy inaczej chodzimy teraz we czwórkę i świetnie
się bawimy spędzając czas razem, jak grupa przyjaciół, którą przecież jesteśmy.
Po zaparkowaniu
koło auta Andersona, wysiadłyśmy i zabezpieczyłam swój samochód, a potem
weszłyśmy do budynku, gdzie na recepcji przywitała nas Martha. Weszłyśmy do
odpowiedniej sali, gdzie odnalazłyśmy naszych przyjaciół, z którymi od razu się
przywitałyśmy.
Czekaliśmy
wszyscy jakieś trzydzieści minut, ale instruktorki nigdzie nie było, a reszta
grupy zaczęła się już denerwować, ale najbardziej wzburzony był chyba Matt,
który oznajmił, że sam poprowadzi te
daremne zajęcia, skoro ta suka nie traktuje tego poważnie. I zrobił to,
poprowadził zajęcia. Kazał zabrać maty i mówił oraz pokazywał nam zupełnie nowe
pozycje, których Lena nigdy nie pokazywała. Przez godzinę ćwiczyliśmy i nawet
raz dostałam z dziewczynami upomnienie, bo Matt tak bardzo się wczuł w
instruktora, że nasze rozmowy zaczęły go rozpraszać.
Po zajęciach
rozjechaliśmy się w swoje strony – Matt z Marisą do McDonalds’ a, a ja z Dani
po Darcey. Wszystko było naprawdę dobrze, a przynajmniej tak mi się wydawało,
bo ten dzień nie mógł być już gorszy, skoro zdążyłam pokłócić się z Zaynem
przez telefon, ale jednak… Zaczynam podejrzewać, że ja naprawdę przyciągam
kłopoty – nieświadomie, a może nawet i świadomie, ale przyciągam je jak magnez.
-Zadzwoń do
Matta – poprosiłam przyjaciółkę, a sama wysiadłam z samochodu i wyjęłam córkę.
Poszłam z drugiej strony, aby zobaczyć jak wygląda mój samochód po stłuczce.
Cholera!
-Ten dupek nie
odbiera, zadzwonię do Liama.
-Niech nie mówi
nic Malikowi – powiedziałam, a ona przytaknęła, po czym wykręciła numer do
swojego chłopaka.
-Cześć,
kochanie – zaczęła niepewnie. -… Chodzi o to, że musisz przyjechać pod stację
benzynową… W sumie to tak, bo jakiś baran w nas wjechał… Nie mów nic Zaynowi…
Tak, Ness prosiła… Nie rób scen, tylko przyjeżdżaj… Mhm, kocham. – Po tych
słowach się wyłączyła i rzuciła swoją komórkę na fotel pasażera.
Koleś, który w
nas wjechał mógł mieć z czterdzieści lat, albo więcej – prawdopodobnie był starszy
od mojego taty. Facet nic nie powiedział, tylko oglądał wgniecenie w swoim
samochodzie – kretyn! Wjechał we mnie, a bardziej interesuje go to pieprzone
auto!
Po niespełna
dwudziestu minutach…
-Cholera,
Danielle mówiłam, żeby Liam nic mu nie mówił – warknęłam wściekła na
przyjaciółkę, kiedy zobaczyłam samochód mojego chłopaka.
-Przecież ja… -
zaczęła, ale niedane było jej dokończyć, ponieważ Zayn szybko wyskoczył z auta
i podszedł do tego gościa, po którym zaczął wrzeszczeć. Koleś nie pozostawał mu
dłużny, ale zaprzestał, kiedy Malik przyparł go do maski i uderzył.
-Nic wam nie
jest? – zapytał Liam z Luke’ m na rękach.
-Czego w zdaniu
nie mów Malikowi nie rozumiesz? – warknęłam.
-Przewijałem
Luke’ a, a było na głośniku – wyjaśnił. – Poza tym powinniście się wreszcie
dogadać, będziecie mieli dzieci, a kłócicie się jak para gówniarzy.
-Zajmij się
sobą – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Nie wtrącaj się do moich spraw, może
Zayn ci się zwierza… nie wnikam w to, ale nie masz prawa mnie oceniać, jarzysz?!
-Jesteś
popieprzona, Ness.
-Przynajmniej
nie biorę udziału w jakiś pieprzonych wyścigach, przez które mogłam stracić
życie! – odgryzłam się.
-Ale uciekasz
od problemów – parsknął kpiącym śmiechem. – Zamiast powiedzieć Louisowi, że
jesteś w ciąży, wolałaś uciec, a kiedy przyłapałaś Malika na całowaniu jego ex,
też uciekłaś, bo jesteś tchórzem. Ja w porównaniu do ciebie potrafię stawić
czoła problemom i nie uciekam jak mała przestraszona dziewczynka. O jejciu
zdradził mnie chłopak! – Pomachał dłonią przed swoją twarzą. – Jestem w ciąży,
dlatego nic mu nie powiem i ucieknę do Włoch, zostawię wszystkich bez
wyjaśnienia!
-Wal się, tyle
ci powiem – żachnęłam. – Gówno wiesz, a pierdolisz najwięcej!
-Wielka
pokrzywdzona dziewczynka, która nie dostała tego, czego chciała. Lubisz bawić
się facetami, prawda? – Zmarszczył noc i skinął na mnie głową.
-Kocham to –
powiedziałam z przekąsem. – Kiedy moje kumpele wyrwały jakiegoś faceta,
wszystkie musiałyśmy go zaliczyć. – Liam warknął na mnie, a ja poczułam satysfakcję.
– Wy mieliście podobnie, prawda? – Zmarszczyłam brwi udając, że próbuję sobie
coś przypomnieć, bo w rzeczywistości pamiętam wszystko. – Ile razy zdradziłeś
Danielle, huh? Ile ich było? Ja pamiętam tylko Charlie, Jas, Taylor, Vicky,
Nikki i Roxy, ale znając was było ich całe multum.
-Zamknij się,
okay?!
-Bo mówię
prawdę, czy może, dlatego że nie chcesz pojąć, że twoje zdrady, cholernie
bolały moją przyjaciółkę?
-Nic nie wiesz…
-Wiem wszystko.
Poznaliście się w szkole i jesteście ze sobą od trzynastego roku życia, a ty ją
zdradzałeś. Powinieneś być wdzięczny Bogu, że masz tak wspaniałą dziewczynę, bo
ja na jej miejscu już dawno rozwaliłabym ci tą zakłamaną mordę.
-Ness –
przeciągnął moje imię Zayn.
-No, co, Ness?!
Taka jest prawda i wiesz o tym. – Wskazałam na niego palcem. – Wy po prostu
widzicie tylko problemy w nas, a w sobie nie. – Wzruszyłam barkami. – Nie masz
bladego pojęcia ile razy Dani płakała przez tego gnojka. – Kiwnęłam głową w
stronę Liama. – Ale przecież wy jesteście facetami, wam wolno wszystko!
-Uspokój się i
nie rób scen, Ness – wycedził przez zaciśnięte zęby Payne. – Ludzi się gapią.
-Woah –
westchnęłam pełna podziwu. – Zawieź mnie do domu Zayn – poprosiłam, a on
jedynie przytaknął. Oboje skierowaliśmy się w stronę SSC Areo, dopiero teraz
ustawiłam Darcey na ziemi, a ona wskoczyła na tylnie siedzenie, potem usiadłam
na fotelu pasażera, a na końcu Zayn. Mężczyzna włączył silnik i jechał powoli
bez słowa.
-Zayn, a mama
zapisze mnie na piłkę nożną – pochwaliła się Darecy, a Malik spojrzał na mnie
kątem oka.
-To naprawdę
fajnie – powiedział z uśmiechem, a potem zmienił bieg. – Będziesz chodziła do
grupy z Jake’ m czy z dziewczynami?
-Nie wiem, a
jak lepiej?
-Zależy.
Chłopcy mogę grać trochę bardziej brutalnie, ale dziewczyny… huh… one mogą być
nieco bardziej wredne… Tak czy inaczej jestem pewien, że poradzisz sobie
wszędzie, bo jesteś niezwykłą dziewczynką.
-Tak myślisz?
-Ja to wiem,
Darcey.
Po kolejnych
dziesięciu minutach ciszy byliśmy już na naszym osiedlu. Darcey zaraz po
wyjściu z samochodu pobiegła do domu, a ja czekałam aż Zayn coś powie.
-Wrócę późno,
nie czekaj na mnie – wyznał i chciał wsiąść do auta, ale zatrzymałam go.
-I, co, tylko
tyle masz mi do powiedzenia? – prychnęłam pod nosem. – Żadnego: Powinnaś
bardziej uważać? –Nic mi nie odpowiedział, tylko wsiadł do tego pieprzonego
samochodu i pojechał.
Zmęczona i
przede wszystkim zawiedziona weszłam na odpowiednie piętro, po czym stanęłam
jak wryta. Co, do diabła ona tutaj robi i czemu Zayn mnie nie poinformował o
tej wizycie, a najważniejsze, dlaczego ten dupek się ulotnił?!
_______________________________________
#ERRORdrama
Cóż, jak już wcześniej wspomniałam czas dramatów i kłótni o byle pierdoły. Wszystkich dopadła szara rzeczywistość i dotarło do nich, że bajkowe życie nie istnieje...
No i jest moje Hello ♥
See ya!! ;**